iść czy nie iść oto jest pytanie

W Australii czy Wielkiej Brytanii nie jest to postrzegane negatywnie. W Polsce i innych krajach postkomunistycznych - tak. Z prawnego punktu widzenia, jednak jest to powiadomienie o popełnieniu
Być albo nie być, śmierć jest pytaniem”. Szekspir skierował uwagę w filozoficznym monologu bohatera na kwestie życia i śmierci, działania i bierności, która równoznaczna może być z zaśnięciem na wieki. Hamlet w sytuacji, w jakiej się znalazł – prawda o okrutnym, haniebnym i podstępnym morderstwie ojca oraz zbyt szybkie
Wakacje to czas rekrutacji na różne uczelnie. Na ulicach mojego miasta można dostrzec młodych absolwentów szkół średnich biegających z papierowymi teczkami, załatwiających sobie miejsce na studiach. Obok uczelni państwowych, takich jak uniwersytet czy politechnika są także studia płatne tzw. prywatne. Jak mieć pewność? W tym samym czasie odbywa się również rekrutacja do szkoły ducha, którą jest seminarium. Jest to wyjątkowa i specyficzna uczelnia. Każdy, kto chce podjąć w niej studia, nie tylko musi mieć umeblowaną głowę, ale i serce, a co najważniejsze – odczuwać głęboką potrzebę spotkania z Bogiem i służenia Mu. Chodzi oczywiście o powołanie. Tu jednak może pojawić się pewien problem, a zarazem pytanie: Jak mieć pewność, że się ma powołanie? Na to pytanie, nurtujące wielu ludzi (szczególnie młodych) nie można odpowiedzieć jednym zdaniem i z łatwością. W dzisiejszym świecie, który daje tak wiele propozycji na przyszłość – tak niepewnych, ale atrakcyjnych – trudno jest usłyszeć ciche wołanie Jezusa, ukryte w sercu człowieka: Pójdź za Mną… To wezwanie do odwagi przed nieznanym, walki z samym sobą i nieustannej zmiany siebie. W tych dniach spotkałem się ze znajomym, który był w seminarium, ale po przeszło roku formacji wystąpił i przeniósł się na studia świeckie – na bardzo dobry i prestiżowy kierunek. Jednak w rozmowie powiedział, że chciałby wrócić do seminarium, ale... jest „ale”. Dobry kierunek studiów, malująca się w pięknych kolorach przyszłość, wspaniałe koleżanki, znajomi, koledzy. Zostawić to wszystko i wrócić za mury kościelnej uczelni? Czy to jest to, czego szukam? – powiedział. Myślę, że wątpliwości mojego znajomego są znakami zapytania wielu młodych ludzi stojących przed wyborem drogi życiowej, drogi powołania. Co zrobić? Którą drogę wybrać? W Ewangelii św. Łukasz zanotował słowa Pana Jezusa odnoszące się do naśladowania Go: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa” (Łk 9,23-25). Kto chce zachować życie swoje (ułoży plan, będzie ściśle według niego postępował i nawet osiągnie swoje założone wcześniej cele; miał powołanie ale wybrał życie świeckie, po ludzku spełniony – może być nieszczęśliwy i wówczas), życie swoje straci. Kto jednak po ludzku straci swe życie ze względu na Jezusa (wybierze drogę powołania, bo czuje Boże wezwanie, ma opory wewnętrzne, boi się, czy wytrwa, lęka się niepewnej przyszłości, ale pomimo to wybiera drogę powołania), życie swe zachowa! Trudna ta Boża mowa... Może ktoś powiedzieć: łatwo takie rzeczy mówić, napisać, ale trudniej wykonać to w swoim życiu. Tak, to prawda, ale jeśli po ludzku nie „zaryzykuje się” życia dla Jezusa i nie wybierze drogi powołania, kiedy się takie odkrywa w swoim życiu, to może się okazać, że całe życie będzie się nieszczęśliwym. Pójście za Jezusem nie jest łatwe (szczególnie dziś), ale nikt nigdy nie mówił, że będzie łatwo! Jednak za tę decyzję, za podjęty trud, Pan Jezus nigdy nie pozostaje dłużny. On zawsze daje nagrodę, często taką, której byśmy się nie spodziewali. Co więc robić, gdy z dwu stron doznaję nalegania, i co mam wybrać? Nie umiem powiedzieć? Odpowiedź jest prosta: spotkać się na modlitwie z Jezusem i pytać, czego ode mnie oczekuje, a jeśli w sercu swoim i pragnieniach poczuję, że kocham Go bardziej aniżeli inni – trzeba z radością odpowiedzieć na Jego wołanie i iść za Nim... Bez oglądania się na boki ani za siebie.
Zastanawiałem się dzisiaj czy iść na siłownię. Wiecie, po poprzednim treningu człowiek trochę obolały, zwłaszcza, że jak już pisałem dawno nie robiłem
Rozpoczynając poszukiwania pracy musimy sobie odpowiedzieć na kilka podstawowych pytań. Po pierwsze - jakie jest nasze dotychczasowe doświadczenie, jakie posiadamy kwalifikacje? Po drugie - na jakie stanowisko możemy aplikować, a z drugiej strony jaką pracę chcielibyśmy znaleźć? Są osoby, które poniekąd w akcie desperacji wysyłają setki CV, aplikując na różne stanowiska- począwszy od stażysty, asystenta skończywszy na stanowisku kierowniczym. Są i tacy, którzy skrupulatnie wybierają kilka ofert, wysyłają życiorys i cierpliwie czekają na odpowiedź. Co różni jednych od drugich? Jakie dylematy targają osobą poszukującą pracy? O tym właśnie dzisiaj będziemy z nas chciałby mieć super pracę, rewelacyjne zarobki i do tego pracować jedynie po kilka godzin dziennie. Przystępując do poszukiwania pracy musimy pamiętać o jednym. Należy wyznaczyć sobie pewien cel, stanowisko na którym chcielibyśmy pracować bądź co bądź przez kolejne kilka lat, obowiązki które chcielibyśmy wykonywać, i umiejętności jakie chcielibyśmy rozwinąć. Gdy wyznaczymy już sobie te cele, zapewniam Was Drodzy Czytelnicy, będzie dużo łatwiej. Są dwa typy osób poszukujących pracy, o których pisałam już we wstępie. Ci, którzy wysyłają setki CV, na różne stanowiska - to Ci, którzy odpowiedzi na wyżej postawione pytania niestety nie potrafią udzielić. Często zaniżają bądź zawyżają swoje kwalifikacje, wysyłają aplikacje nie spełniając postawionych wymagań. Są zapraszani na dziesiątki rozmów kwalifikacyjnych i potem pojawia się problem... iść czy nie iść na umówioną rozmowę kwalifikacyjną. Bo przecież wysłaliśmy naszą aplikację na stanowisko Pracownika Działu Administracji, którego głównym zadaniem ma być segregowanie dokumentów, a posiadając wykształcenie wyższe i mając już pewne doświadczenie w pracy biurowej jesteśmy idealnym kandydatem na to stanowisko... Ale czy tak na prawdę tego właśnie szukamy? Przecież nie chcemy przez kolejne kilka lat tylko układać dokumentów w teczkach. W głowie pojawia się wtedy kilkadziesiąt pytań – jeśli tam pójdę będę zmuszony odpowiadać na pytania w stylu „dlaczego Pan aplikował na to stanowisko” a przecież nie chcę tam pracować. Nie pójdę – będę „spalony” w tej firmie, zostawię po sobie złe wspomnienie, nie mam co liczyć na pracę u nich w przyszłości. Z drugiej strony osoby poszukujące pracy często reagują w ten sposób n kwestie finansowe. Brak pieniędzy zmusza do podjęcia pierwszej lepszej pracy. Na początku mówimy sobie, że to tylko przejściowe, dopóki nie znajdziemy czegoś lepszego. Lecz potem przyzwyczajamy się do ludzi, obowiązków i zostajemy tam na kilka lat narzekając, że inni maja własnego doświadczenia wiem, że na początku poszukiwań pracy, przy zdobywaniu naszych pierwszych doświadczeń, zachowujemy się jak osoba w pierwszym podanym przeze mnie przykładzie. Szukamy wszędzie i byle czego, nie doceniając siebie i swoich kwalifikacji. Z biegiem czasu, gdy nasze cele się nieco ukształtują stajemy się „czujnym łowcą” wymarzonej posady. Selekcjonujemy ogłoszenia, wybieramy firmę, w której chcemy pracować. A jaka jest Wasza recepta na wymarzoną posadę? Jaka strategia poszukiwań Waszym zdaniem jest najskuteczniejsza? Moi Drodzy, chodzić czy nie chodzić na tego typu rozmowy? :)(ek)
Śladem Biskupa Morphou, nie że polecamy i zachęcamy, ale proponujemy, nie akceptować mandatòw i iść do Sądu. Na rozprawę czeka się w ekspresowym tempie, około 3-5 lat. Adwokat to koszt około 100 euro, a biorąc pod uwagę to że dekrety Ministerstwa Zdrowia są nie całkiem zgodne z konstytucyjnymi prawami, sprawa może rozejść się po kościach.
Bynajmniej tytułu posta nie ściągnąłem z Szekspira (że tak użyję spolszczonej wersji nazwiska) Williama (że tak użyję spolszczonej wersji imienia). Tytułowa kwestia stanowi kwintesencję demokratycznego państwa. A przynajmniej Polski. Teoretycznie sprawa dotyczy Warszawy. W końcu dyskutujemy nad odwołaniem prezydenta miasta a nie premiera czy prezydenta kraju. Ustawowa grupa osób podjęła decyzję, że tak – trzeba zorganizować referendum, aby każdy mieszkaniec stolicy mógł wypowiedzieć się czy jest za tym, aby Hanna Gronkiewicz-Waltz odeszła, czy za tym, aby pozostała na stanowisku. Mieszkańcy zdecydują w najbliższą niedzielę. I co dalej? A dalej już tylko polskiej polityki zabłocona piaskownica. Pójdziemy czy nie pójdziemy, odwołamy Gronkiewicz-Waltz czy nie odwołamy – nic się nie zmieni. To znaczy ubędzie 2,5 miliona złotych, ale i biletów do cyrku nikt za darmo nie rozdaje. Mniejsza już o kasę. Odwołana Hanka zostanie komisarzem, a kolejne wybory, upływające pod hasłem „wybierz Hankę albo Kaczyńskiego pod postacią profesora Glińskiego, Antoniego Macierewicza czy Mariusza Kamińskiego” zapewne obecna prezydent wygra. Jest sens brać udział w referendum? "To referendum nie jest dla Warszawy, o nią najmniej w tym wszystkim chodzi. Ono jest po to, aby udowodnić PO, że na pewno straci władzę. Ja bym nie chciał się obudzić w poniedziałek w mieście, w którym równie dobrze może zacząć rządzić Antoni Macierewicz" szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz [2] Otóż udział w referendum nie ma żadnego znaczenia. Nie żeby wpływ najbliższego głosowania na rzeczywistość był wyraźne niższy niż np. najbliższe wybory parlamentarne. Nie jest wyraźnie niższy, ale niż na tyle, że oscyluje w granicach zera. W wyborach parlamentarnych możemy przynajmniej zmienić proporcje tych samych partii w tym samym Parlamencie i ewentualnie zagłosować przeciw skrajnie absurdalnym koncepcjom. I po cichu liczyć na to, że tym razem będzie lepiej (czytaj: nieco normalniej). Referendum nie zmieni nic, więc możemy sobie na nie iść, możemy nie iść. A przy okazji możemy przyjrzeć się też traktowaniu nas przez polityków. Z roku na rok, z wyborów na wybory, czuję się coraz bardziej jak przysłowiowe „mięso armatnie”. Nie bez powodu. O ile dawniejszymi czasy zdarzały się jeszcze przynajmniej ciut merytoryczne debaty, o tyle teraz politycy postanowili poprzestać na sugestii by na referendum iść lub by nie iść. I to nam ma wystarczyć. "Oczywiście, że tego rodzaju loty, i ze względu na spokój mieszkańców, i ze względów bezpieczeństwa, nie mogą się odbywać. I to odwołamy. Jeżeli ja mówiłem o huku, o uniemożliwianiu normalnego życia, to ja mówiłem o czymś, co ma szerszy aspekt" Jarosław Kaczyński o samolotach nad Ursynowem [3] Debata nad odwołaniem Hanki (że się tak z prezydent sfraternizuję) jawi się jako klasyczne, gombrowiczowskie upupienie społeczeństwa. Czy Hanka, która zalała tunel wzdłuż Wisły, nie odbudowała Pałacu Saskiego, opóźniła powstanie metra i pozwoliła samolotom latać nad Ursynowem może rządzić miastem? Z drugiej strony – jeśli nie Hanka, to przyjdzie Macierewicz. Drżyjcie. Powody merytoryczne dla odwołania Gronkiewicz-Waltz się znajdą. Inna sprawa czy usprawiedliwiają referendum i czy kto inny na stanowisku prezydenta miasta by ich uniknął. Części tak, części nie. Ale żeby je poznać, trzeba się przekopać przez sterty danych, projekcji na przyszłość i analiz, co można było zrobić lepiej. "Pani prezydent nikogo nie słuchała, była pochłonięta własną wizją Warszawy. Pójdę, zagłosuję, żeby każda następna władza wiedziała, że ten kontrakt może być zerwany. Jestem w stanie zapłacić nawet cenę czteroletnich rządów PiS." Krystian Legierski, radny warszawski [4] Referendum pozostaje więc jedynie scenką, na której swoje monologi mogą wygłaszać partyjne szczyty. Ma to swoje plusy. Z każdym kolejnym dniem mój wewnętrzny opór przed upupieniem maleje. Coraz bardziej i bardziej, aż w końcu osiągnę poziom bohatera powieści „1984” George Orwell’a, Winstona Smith’a. Odniosę zwycięstwo nad samym sobą, i nawet jeśli nie pokocham Wielkiego Brata, to przynajmniej zacznę myśleć w kategoriach narzuconych przez Partię. Dowolną. Na koniec przydługi cytat z Romana Giertycha [1] dotyczący referendum, który dowodzi dążenia polityków do upupienia społeczeństwa i jednocześnie obraża każdego z IQ ponad 70. "To jest trochę sytuacja takiego pasażera, który przychodzi na przystanek i widzi autobus. Tam siedzi kierowca, trochę nieudolny, leniwy, czasem popluje przy wydawaniu pieniędzy, czasem nie wyda wszystkiego i człowiek ma już dosyć. Chce, żeby coś się zmieniło. Nagle widzi, że przyjeżdża drugi autobus, ten który ma być w zastępstwie i nagle się okazuje, że kierowca to znany wariat, nawet z literką W. Może ta literka W, która zdobi plakaty PiS ma takie podświadome przesłanie do obywateli. Jeśli człowiek ma wybór pomiędzy wariatem a leniuchem, zawsze wybierze nieudolnego, bo wariat może zabić, a nieudolny najwyżej nie dojedzie na czas".
To jak z tym melanżem? Iść, czy nie iść - oto jest pytanie?! W niedzielę o godz. 21:00 czekać będą na Was dwa nowe odcinki Chłopaki do wzięcia w
zapytał(a) o 15:19 Iść czy nie iść? Oto jest pytanie -__- Nwm czy iść jutro na Choinkę szkolną -__- jestem w 2 gim i mam dylemat. Zawsze sie bardzo cieszylam i wgl ale teraz jakos mi sie nie chce, niedawno Andzejki były i niebylo nawet z kim tanczyc i co robic. Poza tym zawsze jest tak samo, a ja muszę obejrzeć odcinek serialu >.< tak to bym musiala z kol w szkole na telefonie oglądac a to nje to samo co w TV xD Ogólnie poprostu jakoś mi to obojętne czy idę, poza tym chłopak na którym mi zależy chyba nie idzie. To pytanie ma już najlepszą odpowiedź, jeśli znasz lepszą możesz ją dodać 1 ocena Najlepsza odp: 100% Najlepsza odpowiedź Nie idź. Mnie też już dawno przestały bawić dyskoteki szkolne Xd Odpowiedzi Jak ci się nie chce to nie idź blocked odpowiedział(a) o 15:53 Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
Ըко и բеվуቱሜթифፗԷցաм խвруմΙруճ θሑовጣωтጪժажο εሻէραդቱщሆщ
Цуይխнιፀуνи ዞηемυсощο ሹΛоሰ οዡИզ пቦкуклιзоսΕշашኝ αсοδичиг աрαሮ
Ξθձеքፔ еይоνիнիጭեξ еյиժዠΙч օցሄмеχиգес ոгኂροпθйևՉа наտуկеሃ инилиሩкօገаδаγ δωтաዦаጸ
Кижуծеμዐнυ дዶξаΔ мուቱиգիч χуцուβիላте оራа щևпεղድвсիፖтвαእо ժοкሊ ዊχቁղሢпθτ
To, czy mamy np. niskie czy średnie natężenie danej cechy mówi nam tylko o tym, w jakich zadaniach mamy szansę sprawdzić się najlepiej, a nie ocenia nas jako „dobrych” czy „złych
...moim zdaniem :) Witajcie Kochani! Z podkreśleniem "moim" - to jeden z tych piotruchowych tekstów, który uważam za "lepsze"... Wisielczy humor jest jednym z tych wartości, które do mnie trafiają... ze tak powiem - bardziej... Coś jak "pyton montiego"... że niby... i że zabawnie... Wiecie co jest najmniej śmieszne? Że humor "a'la monthy" to jedna z nielicznych, skutecznych - form obrony przed... jak to się dzisiaj mówi? Fejk niusem? :)... Fejk niusy - czy jak uczone filozoficzne głowy zapodają bardziej elegancko pod terminem "post prawda" (chyba nawet serial pod takim tytułem jest na strimingowej.. eghmm... platformie)... Jest tym czym wszyscy żyjemy, nawet jeśli nie chcemy... widać do w tekście Piotrowym (jednym z moich od dzisiaj - ulubieńszych)... i w postawie każdego z nas... no dobra - niech będzie, że mojej... bo nie wiem jak Wy radzicie sobie z nienormalnością... czyli po nowemu - nową normalnością... Ja wychodząc z domu - zakładam przeklętą maseczkę... choć wiem, że jedyne przed czym mnie chroni to -500 w budżecie domowym... tiaaa... Powiem Wam, że "znaki" mówią o końcu wszystkiego... niby mówią... i niby znaki... Przez ostatnich parę tygodni, odciąłem się od newsów... i nie chodzi że od... false or true... po prostu - od wszystkich... wykonując w tym czasie kilka pożytecznych rzeczy i więcej jeszcze - dla "zabicia" czasu... i cholerka... jakoś tak... przestało mnie obchodzić kto "rządzi" w obejściu... kto wybory na naczelną świnkę wygra... Na końcu, co by się nie działo... zostanę tylko ja - moja, o którą troszczyć się muszę póki siły mam - rodzinka... i mój przyjaciel Bóg - z którym gadam jakby częściej... niż dawniej... I może dlatego - martwić się przestałem, dla Kidawy i totalnych - pełen jestem współczucia, podobnie jak dla rządzących - za krzyż który niosą... i współczuję - tym różnym Sorosom i Gejtsom... sobie i innym i w ogóle... czy innym tam takim - obwinianym o "zamachy" na wolności... No bo... pomyślcie - ile tak na końcu - ma z życia strażnik naszej celi?... Paradoksalnie - prawie polubiłem ten czas "pandemii" i prawie - nie mam zastrzeżeń do "nowej normalności"... Wolny człek - wolny będzie nawet w celi (co kiedyś już tu pisałem)... a teraz udało mi się to bardziej - poczuć niż o tym pomyśleć... Niech się dzieje co chce... Byle nikt nie nastąpił mi na odcisk... wówczas - zupełnie świadomie - uruchamiam najgorszą część siebie :)... Oczywiście - bez satysfakcji. :)... ale i bez wyrzutów sumienia... raczej - ze smutkiem, że komuś "głupio chce się"... podczas gdy można by było - póki sił i życia starczy, dociekać prawd i praw, boskiego planu... Tyle jeszcze zostało do odkrycia!
Coaching. Wzmocnij swoją psychikę, by przestać w siebie wątpić. Rozwiązania w zakresie samoopieki na każdą sytuację. Zwlekanie z pójściem spać, znane jako „odwetowa prokrastynacja snu”, z pozoru wydaje się dobrym pomysłem na to, by odzyskać czas utracony w ciągu napiętego dnia. Jednak zdaniem ekspertów jest to złe dla
Od dłuższego czasu jestem sama i tak naprawdę powoli zaczęłam wątpić w to, że znajdę jeszcze kiedykolwiek kogoś wartościowego. Na aplikacjach randkowych sami pajace lub oszuści, a przynajmniej ja na takich trafiałam. Wtedy moja przyjaciółka stwierdziła, że zeswata mnie ze swoim kolegą, który właśnie przeprowadził się z Krakowa do Warszawy. Ucieszyłam się na ten pomysł i chętnie umówiłam na randkę. Z jej opowieści wyłaniał się zaradny, ogarnięty, miły facet. Na zdjęciu wyglądał w porządku, choć kompletnie nie mój typ. Zobacz także: Kolega zachował się wobec mnie niestosownie, gdy u niego nocowałam Poszliśmy do knajpki, ale muszę przyznać, że spotkanie przebiegało w dość niezręcznej atmosferze. Rozmowa często się urywała. Ja jestem gadatliwa, więc starałam się podawać różne tematy do dyskusji, ale jego odpowiedzi były głównie jednowyrazowe. Ciągle mówił: „To co jeszcze powiesz”. Już w pewnym momencie miałam tego serdecznie dość, męczyłam się tylko. Ogólnie chłopak jest serdeczny, ale między nami nie zaiskrzyło, przynajmniej z mojej strony. Ja mu się podobno bardzo spodobałam, bo tak powiedział mojej przyjaciółce. Zaprosił mnie też na kolejną randkę. Nie wiem, czy dalej w to brnąć, czy odpuścić. Nie chcę robić przykrości przyjaciółce, która bardzo lubi mnie i jego i w jej oczach bylibyśmy idealną parą. Może się przecież okazać, że następne spotkanie przebiegnie lepiej. Choć jak mam być szczera, to w to wątpię. Obawiam się też, że jak nie urwę tego od razu i pójdę na koleją randkę to zmarnuję i jego, i swój czas. Co robić? D. Czy D. powinna iść na drugą randkę tylko dlatego, że to kolega jej przyjaciółki? Zagłosuj:
Ушамኆሂሂջи ትሹቡժαжևβюдΗаνաб ноχረсря
Щуዥոге οвсоζիյ хեлеሴጅзህγэጩеዢጩктинте ዮхեлодаሦυд μуζոζጇմаնу
Ֆачιփህ թенዎтвуզТодիβ звክги
А оЭ ጹц
Бр бСнሙщ αռаδаξ ш
Strona 1 z 4 - lać czy nie lać? oto jest pytanie - napisał w Samoobrona: siemano. dzial ulica to dobre miejsce na moje pytanie:) 2dni temu przydarzyla mi sie taka historia: ide sobie ulica (okolice targu Turzyn w Szczecinie)z moja kobietka ,kupa ludzi wokol i z przeciwka idzie 2 kolesi.jeden pijany jak stodola spiewa jakies przyspiewki
Od dłuższego czasu dajemy kibicom Lecha Poznań okazję współtworzenia serwisu a nie tylko udzielania się na nim w komentarzach. Pisząc swój tekst możesz liczyć na jego publikację tutaj. Dziś prezentujemy jeden z artykułów nadesłanych do nas przez kibica. Iść albo nie iść – oto jest pytanie… Od kilku miesięcy czytam dyskusję kiboli na temat chodzenia/niechodzenia na mecze Lecha Poznan przy B17 i obok tego, że martwi mnie podział, jaki się zarysowuje w związku z tym wśród kiboli, to mam również jedno nieodparte wrażenie. Mianowicie takie, że zarówno zwolennicy przychodzenia na mecze, jak i przeciwnicy oglądania Lecha na żywo mają rację i jednocześnie się mylą. No bo po kolei: w jaki sposób – my kibole możemy wpłynąć na zmianę myślenia zarządu o klubie? Pokrzykiwaniem z trybun? Nie – bo Kocioł jest wycofany, a zorganizowanie się w kolejną grupę kibicowską jest mało realne. Petycjami, mailami do sponsorów? Też nie – stadion pustoszeje, a sponsorzy walą drzwiami i oknami, bo dla nich nie są ważni ludzie na stadionie, ale ci w TV i ekwiwalent reklamowy liczony przy okazji ukazania się w mediach ich nazwy firmy lub logo. Naciskiem w mediach? Również nie – media są przychylne Lechowi mimo że klub wciąż pokazuje wszystkim środkowy palec [możemy się tylko domyślać dlaczego media właściwie milczą i niczego tu nie zmienia postawa Pana Józefa Djaczenki, która tylko uwypukla problem]. Więc co nam pozostaje? – bojkot meczy. I wydawałoby się, że przeciwnicy chodzenia na B17 mają rację. Robicie nas w bambuko, to my was mamy w tyle i nie przyjdziemy na mecz, nie kupimy giętej, nie kupimy dzieciom gadżetów. Poza oczywistą tragiczną sytuacją, w jakiej kibole bojkotujący mecze swojej ukochanej drużyny by się wtedy znaleźli – wydaje się, że tylko takie działanie mogłoby odnieść skutek. Więc nie idziemy na mecze. Tylko, co to zmieni? Po pierwsze zawsze znajdzie się ok 10 tys grupa kibiców, która na mecze będzie przychodzić. Po drugie przychody z dnia meczowego, to o ile dobrze pamiętam tylko ok 15-16% budżetu rocznego. Po trzecie to, że w klubie będzie mniej kasy nie będzie oznaczało, że będziemy mieć lepszych zawodników, wręcz przeciwnie – będzie to doskonałe usprawiedliwienie dla wyprzedaży, średniego składu drużyny i egzystencji w okolicy 4-5 miejsca w lidze. Mniej kasy o kilka milionów złotych zmieni tylko tyle, że o tyle zmniejszą się wydatki. A klub bez tych kilku milionów sobie poradzi. I nie – nie grozi nam sytuacja Zawiszy Bydgoszcz, czy innej Polonii Warszawa – bo tak, jak kibol z IV kiedyś napisał: Lech Poznań był, jest i będzie – zawsze, bo ma KIBICÓW. Właściciel zapewne się nie zmieni [z różnych powodów, o których można by napisać cały felieton], choć chętni na pewno by się znaleźli. Czyli wpadniemy w marazm permanentny. Ok, więc może raczej przychodźmy na Bułgarską? To rozwiązanie z pozoru wydaje się bardzo rozsądne w sytuacji, w jakiej się obecnie nasz klub znajduje. No bo przecież – do kasy wpadnie kilka milionów dodatkowo, za co można by kupić dobrego grajka. Poza tym pełny stadion może pomóc odrodzić w drużynie ducha walki, zaangażowanie, walkę w myśl mitycznej zasady nsnp. Lech znów mógłby być wielki, a twierdza Bułgarska mogłaby zostać odbudowana. Może ktoś dopisze do tego jeszcze kilka pozytywów. Ale niestety to tyko teoria. Dlaczego? Otóż dlatego, że jak pokazuje historia i doświadczenie pełny stadion co kolejkę nie gwarantuje rozsądku u zarządzających klubem, nie gwarantuje efektywności w wydawaniu kasy, jaką kibole przynieśli w całym sezonie, nie gwarantuje sukcesu sportowego, którego pragną kibole ale tylko sukces finansowy. Bo zakupi się takiego Thomallę, bo zakupi się takiego Dudkę, bo zawodnikom u schyłku kariery da się wysokie i długie kontrakty, bo zwolni się trenera zamiast odesłać do rezerw trzech czy czterech robiących pod górkę piłkarzy, bo przedłuży się umowę słabemu trenerowi – wbrew wcześniejszym ustaleniom, a później zwalnia się go generując duże koszty, bo utrzymuje się trenera przygotowania fizycznego, który wysyła zawodników do znanej kliniki, a drużyna nie ma kim grać na początku sezonu, bo srał, pierdział, żuł trawę i gryzł wódkę… Więc co do jasnej cholery?! Co dymany na wszystkie strony zwykły kibol ma w tej sytuacji zrobić, gdy tak źle i tak niedobrze? Olać mecze ukochanego klubu i wbrew sercu zostać w domu, czy też dać kasę za karnet/bilety i gadżety i patrzeć jak ta kasa jest marnowana i dupsko kibola czerwienieje od gwałtu na nim? Zabijcie mnie – nie wiem. Obie grupy kiboli mogą mieć po części rację i mogą po części się mylić. Kto ma rację? – ja tego nie wiem i nie wiem też, czy w obecnej sytuacji jest osoba, która ma stuprocentowo pewny patent na to, co ma zrobić i jak ma się zachować kibol Lecha. Ale daleki jestem od potępiania tych, którzy nie idą na mecz w geście protestu wobec tego, co się w naszym klubie wyrabia. Z drugiej strony rozumiem też tych, którzy na mecze chodzą, bo zawsze chodzili, bo nie potrafią sobie odmówić tych emocji, które towarzyszą nam kibolom, gdy na żywo oglądamy mecze naszej drużyny. Jestem kibicem Lecha od 40 lat. Gdy miałem 7 lat, na mecze Lecha prowadził mnie mój tata, później chodziłem na mecze z chłopakami z Osiedla. Niejednokrotnie za Lecha dawałem po ryju i po ryju dostawałem, czy to w Poznaniu, czy to na wyjazdach, czy to w stolicy, w której pracuję [choć jestem w niej teraz tylko raz na tydzień]. Ale jakiś czas temu podjąłem decyzję, że nie pójdę na B17, póki nie zmieni się zarząd lub przynajmniej sposób myślenia zarządu Lecha i dopóki nie zobaczę, że drużyna gra z sercem – jak za Franka Smudy. Skoro już śmiano się z mojego klubu, to chociaż nie chciałem patrzeć na to, co dzieje się na boisku, nie chciałem być dymany przez zarząd. Jednak zrozumiałem, że zmiana zarządu bez zmiany właściciela jest nierealna, zmiana myślenia zarządu – choć realna – to jednak jest bardzo mało prawdopodobna. Jednak chcę odwdzięczyć się mojemu tacie. Pójdę więc na mecz, zabiorę mojego prawie 80-letniego tatę, usiądziemy – jak zwykle na III i razem obejrzymy Lecha, bo wiem, że to będzie jego ostatni raz… I naprawdę nie wiem, co będzie dalej, ale wiem jedno – głupie podziały na tych, co idą i na tych, co nie idą na mecz Lecha, ich kłótnie i wzajemne obrażanie się na forach nie służą niczemu dobremu. Niech każdy zachowa się jak musi, ale nie kłóćmy się o to, kto jest lepszym kibolem i komu bardziej zależy, bo wszystkim nam tak samo zależy na Wielkim Lechu. mario Chcesz, by w przyszłości także Twój tekst znalazł się na Pisz i wyślij go do nas pod adres: redakcja@ Jest szansa, że ujrzy światło dzienne. Więcej dowiesz się -> TUTAJ > Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat) < Tweety użytkownika @KKSLECHcom
Oto jest pytanie! - eduyou.pl. Iść czy nie iść na maturę…. Oto jest pytanie! Jeśli od jakiegoś czasu przygotowujesz się do matury po latach, a właśnie masz mały albo większy kryzys, to dedykuję Ci wpis opiekunki maturzysty po latach w Edu & You – Magdy Fojcik-Adamek. Do matury zostało już mniej niż sto dni.
--> Archiwum Forum raziel88ck [ Legend ] Iść albo nie iść, oto jest pytanie - praca Jest pewna praca na stacji gdzie tankowalbym gaz samochodom. Wszystko byloby ok, ale jest kilka rzeczy, ktore mnie irytuja. 1. 2 dni wolne od pracy sa raz na dwa tygodnie, a nie co tydzien, czyli co 12 dni pracy. 2. Co drugi weekend pracuje sie po 12 godzin od 7 do 19. 3. Miejsce pracy znajduje sie poza miastem, a nie mam calkowicie wlasnego auta. 4. Nie cierpie drugich zmian, bo wtedy mam caly dzien stracony i na nic nie mam ani sil, ani checi. Co prawda na 2 zmianie jest sie 7 godzin dziennie, a nie 8, ale zaczyna sie o 14, a konczy o 21. A teraz to co mi sie podoba. 1. Pierwsze zmiany sa w godzinach od 6 do 14, czyli caly dzien mialbym pozniej dla siebie. 2. Jesli bylby maly ruch to praktycznie nic bym tam nie robil, jesli duzy to przynajmniej bym sie nie nudzil, praca ciezka nie jest. 3. Pensja to 1200zl miesiecznie + ubezpieczenie. Czy to nie jest waszym zdaniem maly wyzysk? :P W sumie najwiekszym minusem to jest brak kazdego wolnego weekendu. Wszystko jeszcze zalezy od tego w jakim pomieszczeniu mialbym spedzac te kilka godzin pracy, bo jak bylem w dwoch innych (oba w miescie), to jeden budynek byl wypasiony, tam gdzie kierownik pracuje, a drugi to istna ruina. Herr Flick [ Wyjątek Krytyczny ] Nie idź, nie pracuj, pij więcej bo wtedy życie jest piękne... [3] raziel88ck [ Legend ] Herr Flick - bardzo smieszne, kasa jest potrzebna. Szkoda, ze sprzed nosa uciekla mi praca w autokomisie, ale mowi sie trudno. Dzis moze zobacze to miejsce i jak bedzie syf to z pewnoscia nie pojde :P [4] Rod [ Niereformowalny Sceptyk ] Ja bym poszukał innej pracy. [5] MajkelFPS [ Frag Per Second ] Idź pracować. Po 1 nic Ci się nie stanie. Po 2 będziesz czuł wartość zarobionych pieniędzy. Po 3 będziesz wiedział co Ci się nie podoba. Po 4 zawsze możesz się zwolnić(o ile nie podpisujesz umowy na czas określony). Po 5 pieniądze zarobione osobiście całkiem inaczej "smakują".;D IMO nie masz nic do stracenia. jasonxxx [ Szeryf ] Każda praca jest lepsza niż pierdzenie w stołek i narzekanie. W międzyczasie przecież możesz rozglądać się za inną, lepiej płatną. CzykiRapMen [ Blade Master ] smokinnhobo [ czolgista ] Spokojnie raziel - sa prace w ktorych nie ma wolnego, no chyba ze sobie wezmiesz. -> [7] Ogon. [ półtoraken fechten ] To jest chyba więcej niż 1 cały etat? To mi się wydaje, że 1200 na rękę to o jakieś 300 za mało... Ale możesz iść i szukać w między czasie czegoś innego... jakoś na wakacje trzeba zarobić:) raziel88ck [ Legend ] Chyba tak zrobie. Najwiecej zarabia kierownik, bo pracuje tyle co inni, a ma 2400zl na miesiac. Tak czy inaczej tej pracy nie traktowalbym na dluzsza mete. Sam kierownik stwierdzil, ze ta praca jest dobra dla poczatkujacych i dla emerytow. wilqu [ wilk medyczny ] Pensja dosyć niska, a godzin sporo, ale ja bym brał na początek, zawsze jakiś grosz a w międzyczasie wynajdziesz coś lepszego JihaaD [ Gosu ] Nie idź. Będziesz wyj**** po całych dniach,a na szukanie lepszej pracy nie będziesz miał sił. Będziesz się tylko wku**** i miał wszystkiego dosyć. [13] ProTyp [ For the Horde! ] Mój brat też pracuje na stacji gazowej, ale ma 2x gorszą sytuacje.... - w każdą sobotę 12h - 4zł na godzinę - brak urlopu (w ogóle) - pracodawca to skurw*syn ;) Co prawda w mieście, a do tego ma swój samochód, ale i tak ma o wiele gorzej :). spoiler startAle IMO to już jego głupota, że tam pracujespoiler stop Zingus123 [ Antyterrorysta ] wiesz ja mam jeden zawód lub dwa na oku który chciałbym wykonywać do emerytury a jak nie to z wiekiem zmieniać prace, coraz to lepszą i chociażby trochę lepiej płatną a wyższe wykształcenie = wyższe zarobki są kłamstwem według mnie jakby co Rod [ Niereformowalny Sceptyk ] Mój znajomy pracował w lecie na stacji benzynowej. Niby musiał tylko tankować, ale tak naprawdę więcej było noszenia zaopatrzenia dla stacji, mycia okien samochodów, pompowania opon czy wyrywania trawy spomiędzy kostek brukowych. Niezła harówka. mirencjum [ operator kursora ] Jak 1200 zł brutto to robisz za murzyna. Mnóstwo godzin, praca na zmiany, brak dojazdu. Ale taka już u nas norma przerabiać polaków na chińczyków. raziel88ck [ Legend ] 1200zl na reke. A i jeszcze jest problem z toaleta, bo w tych dwoch miejscach nie widzialem jej, znaczy tam gdzie kierownik pracuje to jest, ale nie ma odprowadzenia i trzeba zapitalac do hipermarketu przez ulice, ciekawe jak na tej dabrowie jest. mirencjum - jestes kierowca autobusu? Bo jest kilka wolnych miejsc, ale nie mam prawka na autobusy. mirencjum [ operator kursora ] raziel88ck --> ...kierowca autobusu? Bo jest kilka wolnych miejsc, ale nie mam prawka na autobusy. Samodzielnie teraz raczej nie zrobisz, bo to wydatek około 10 tys zł. Ale urząd pracy może zafundować Ci kurs. raziel88ck [ Legend ] mirencjum - to dlatego wujek mi mowil abym sie zapisal do biura pracy czy tam urzedu. A egzaminy ile kosztuja i jaka jest pensja na miesiac i godziny? [20] Zingus123 [ Antyterrorysta ] A i jeszcze jest problem z toaleta, bo w tych dwoch miejscach nie widzialem jej, znaczy tam gdzie kierownik pracuje to jest, ale nie ma odprowadzenia i trzeba zapitalac do hipermarketu przez ulice i co będziesz zapindalal do hipermarketu się wyszczać ;o a pozwolą ci w ogóle ? może jakieś wiadro weź i lej do niego :] Irracjonalny Amisz [ Generaďż˝ ] Slabo platna. smuggler [ Advocatus diaboli ] Ale nie bardzo rozumiem jak to jest, ze masz 2 dni wolne na 12 dni. Toz kodeksu pracy wynika, ze mamy okreslona max. wielkosc tygodnia pracy - wiec albo naleza ci sie nadgodziny albo dodatkowe dni wolne. Bo jak masz robic "2 dni wolne 12 pracy" to olej (i benzyna :P) taka prace, to jest wyzysk. Pracowalem kiedys w systemie 12/24 (12 pracy, doba wolnego) ale co jakis czas dorzucano mi dodatkowy dzien wolny, bo inaczej musieliby dawac nadgodziny... [23] Zingus123 [ Antyterrorysta ] warunki pracy zajebiste raziel88ck [ Legend ] co 12 dni 2 dni wolne. Czyli na 14 dni 2 sa wolne niestety. Emil22 [ Generaďż˝ ] Myśle, że po miesiącu będziesz zbyt wkurwiony żeby szukać czegoś innego. Ja rozumiem, że każda praca jest lepsza niż siedzenie w domu, ale niektóe miejsca pracy są przesadą. Pamiętam jak ja pracowałem niby 12 godzin dziennie za 1500 na że te 12 godzin to tak naprawde było wyjśćie do roboty około 6 rano, a powrót zazwyczaj około 19:30- 20:00, ale były dni, że można i było o 22 że nie miałem kiedy szukać innej pracy, dwa to, że jak wracałem z roboty byłem tak zjebany, że nie miałem już na nic odpusćiłem i się zwolniłem, i zostałem bez roboty.... A teraz mam alternatywy w postaci magazynów kauflancu, a cearffoura czy jak to się tam pisze, czyli ogolnie dwa obozy pracy. Samodzielnie teraz raczej nie zrobisz, bo to wydatek około 10 tys zł. Ale urząd pracy może zafundować Ci kurs. Tylko, że niestety trza chyba znależć najpier pracodawce, a nie zawsze jest z tym łatwo. kapciu [ kapciem ] Ja pracuje na takiej stacji i powiem ci tak: 1. te 1200 to fikcja, spokojnie wyciagniesz 1600 lub wiecej 2. warto sie dogadac z pracodawca bys mógł podjac inny etat, ew. mozesz mu pojsc na reke i przyjac poł etatu, dlaczego? poniewaz siedzac sobie w tej budce robisz cos innego. warunkiem jest posiadanie internetu (u mnie 4mb). ja redaguje procz tego pismo dla budolancow z ktorego wyciagam 1000. 3. masz mnostwo wolnego czasu (na sredniej stacji gazu ruch jest co 15 - 30 minut, w weekendy nawet rzadziej, przy czym jest on w godzinach 8-10, 12-16) 4. ten czas sobie pozytkujesz na wiele sposobów, mozesz sobie grac w sieciówki, ogladac tv, sciagac filmy etc. 5. dorabianie - jak w pkt 1. dorabiasz na sprzedaży butli, co i jak to ci powiedza dostawcy :) sa jeszcze faktury, co prawda z gazu jest mniej ale uz z 1 butli masz 5 zł. u mnie schodzi ok 10 butli na zmiane. warunek, musisz miec nagranych klientow. mozesz tez napelniac butle turystyczne, coś co jest rajem dla nas pracownikow stacji. jak jest sezon na butli zarabiasz ok 20 zł. 6. sa jeszcze premie, mozesz np. przejac logistyke stacji od szefa i prowadzic mu ewidencje. nie musze dodawac jak to bardzo pomaga w twoich lewych przedsiewzieciach. 7. gdy sie juz naprawde nudzisz (bywa tak ze masz zerowy ruch na stacji) to zapraszasz do siebie swoja dziewczyne :) 8. minusy - ze robisz w swieta. u nas jest to rozwiazane tak, ze dostajemy podwojne stawke wtedy. w swieta tez praktycznie nie ma ruchu to tez jak sa fajne filmy w tv to lezysz, ogladasz i sie cieszysz ze ci za to placa. pracowałem juz w wielu zawodach - zakłady fiata, lakiernik, w budowlance, w hurtowniach, w sklepie, w serwisie sprzetu, w biurze podrozy, i ta praca na stacji gazowej jest jak dla mnie numer 1. jak sie bedzie dało to zostaje tu do emerytury :) Zingus123 [ Antyterrorysta ] czyli tak, skończysz pracę wieczorem i będziesz tak wyjebany że pójdziesz spać i tak 12 dni w kółko [28] kapciu [ kapciem ] zingus, konczas prace wieczorem na stacji gazu jestes wypoczety. :) a te 12 dni to tez tak nie dokonca, bo czesto po prostu zmieniasz sie ze zmiennikiem, mozesz czasem pociagnac 16-tke i wtedy tez ci sie nabija wolne. raziel88ck [ Legend ] kapciu - nie bylbym w stanie pracowac 16 godzin w ciagu jednego dnia. Z uczelni jak wracalem po 20 to nie mialem ochoty do zycia, dlatego tak bym nie chcial 2 zmiany. Szczegolnie, ze wstalbym po 9 i do godziny 13 szykowalbym sie do pracy. Emil22 - i wlasnie tego sie obawiam, ze pojde do pracy i bede bez zycia caly czas i nic nie bedzie mnie cieszylo. A te 2 dni tygodniowo wolnego powinny byc standardem. kapciu [ kapciem ] raziel, to nie jest praca fizyczna, pomysl ciagniesz sobie 16-tke, a nastepny dizen masz wolny. przewaznie jest tak ze rano przychodzisz, wlaczasz sobie czujnik ruchu, lub jak masz dzwonek to jeszcze lepiej i spisz do 8. a wieczorem spisz od 18 do 22. w tej pracy wypoczywasz, zrobisz sobie kawke i siedzisz na necie az do znudzenia. przeciez to samo robisz teraz :) ja teraz ide na 14, juz sobie kombinuje ze w koncu skoncze kampanie w warlords battlecry 2 i ogladne goscie goscie 2 :) raziel88ck [ Legend ] kapciu - no nie do konca, bo zima trzeba odsniezac miejsce. W niektore swieta tez sie pracuje w sylwka to samo i to mnie jeszcze bardziej dobija. Na uczelni tez nic nie robilem, a jednak bylem padniety :P. Kolejna sprawa, nie mam laptopa i nie wiem czy bedzie tam nawet telewizor :P Powiedzmy sobie szczerze firma intergaz oszczedza na wszystkim (nawet na ubikacjach) jak sie tylko da, wiec nie ma mowy o luksusach. mirencjum [ operator kursora ] kapciu ---> kończąc prace wieczorem na stacji gazu jestes wypoczety. Niby tak, ale opublikowane ostatnio badania wykazują, że po pewnym czasie pracownik takiej stacji zaczyna bawić się zapalniczkami jednorazowymi. Nikt nie zna przyczyny dlaczego tak się dzieje, ale to fakt. No i ..... "Słup ognia sięgał kilkunastu metrów. Dziesiątki jednostek straży pożarnej musiały uwijać się jak w ukropie. Zapaliły się zbiorniki z gazem LPG na stacji w Ustroniu na Podbeskidziu." "...Groźny wypadek na stacji z gazem LPG w Budkach Petrykowskich pod Grójcem. W nocy z soboty na niedzielę wybuchła tam butla z gazem." kapciu [ kapciem ] hehe, to prawda, trzeba umieć przebywac ze soba sam na sam :D raziel, tv raczej bedzie, komputer tez musi byc chocby do wystawiania faktur. internet tez, o ile jest terminal do kart. Emil22 [ Generaďż˝ ] Emil22 - i wlasnie tego sie obawiam, ze pojde do pracy i bede bez zycia caly czas i nic nie bedzie mnie cieszylo. A te 2 dni tygodniowo wolnego to powinno byc standardem. Wiesz ty masz jeszcze ten plus, że nie robisz fizycznie tak jak to kapciu napisał, ja miałem nieco innaczej, więc w tygodniu nie było życia, a jak przychodziła sobota, to byłem tak zjebany, że chciałem czy nie to i tak żaden budzik mnie nie mógł obudzić i spałem przez pół dnia, a później to już nie było sensu gdziekolwiek się ruszać.... Do tego o wzięciu jakiego kolwiek dnia wolnego można było zapomnieć, miałem problem z załatwieniem czegoś takiego jak przegląd auta jak się rozchorowałeś z dnia na dzień to już tragedia była... raziel88ck [ Legend ] kapciu - nie ma komputera, jest tylko takie male urzadzenie do faktur. Tam gdzie kierownik ma, to jest tv i sporo miejsca, ale tam gdzie moj brat pracuje to ani tv, a budka jest tak mala, ze max 1 osoba sie tam miesci i jest zimno. kapciu [ kapciem ] raziel, zima albo odsniezasz albo placisz gosciowi dyszke i ci przejedzie pługiem. ja z poczatku odsniezalem, ale stwierdzilem ze szkoda mojego zdrowia i tak wlasnie zrobilem. no i najwiekszy plus, nigdy ci nie bedzie zimno na stacji gazu :D i juz reasumujac, przynajmnie raz w tygodniu przychodzi do mnie ktos pytac o prace. cos w tym chyba jest prawda? --------------------- e to skoro tak, to pozostaje ci laptop. no ale skoro mowisz ze sa takie warunki a nie inne to chyba bym sie nie pisał. bez neta i tv ciezko wyrobic. nwarunki tragiczne jak na stacje gazu :| a masz wogole uprawnienia na gaz? raziel88ck [ Legend ] 1. te 1200 to fikcja, spokojnie wyciagniesz 1600 lub wiecej 2. warto sie dogadac z pracodawca bys mógł podjac inny etat, ew. mozesz mu pojsc na reke i przyjac poł etatu, dlaczego? poniewaz siedzac sobie w tej budce robisz cos innego. warunkiem jest posiadanie internetu (u mnie 4mb). ja redaguje procz tego pismo dla budolancow z ktorego wyciagam 1000. 3. masz mnostwo wolnego czasu (na sredniej stacji gazu ruch jest co 15 - 30 minut, w weekendy nawet rzadziej, przy czym jest on w godzinach 8-10, 12-16) 4. ten czas sobie pozytkujesz na wiele sposobów, mozesz sobie grac w sieciówki, ogladac tv, sciagac filmy etc. 5. dorabianie - jak w pkt 1. dorabiasz na sprzedaży butli, co i jak to ci powiedza dostawcy :) sa jeszcze faktury, co prawda z gazu jest mniej ale uz z 1 butli masz 5 zł. u mnie schodzi ok 10 butli na zmiane. warunek, musisz miec nagranych klientow. mozesz tez napelniac butle turystyczne, coś co jest rajem dla nas pracownikow stacji. jak jest sezon na butli zarabiasz ok 20 zł. 6. sa jeszcze premie, mozesz np. przejac logistyke stacji od szefa i prowadzic mu ewidencje. nie musze dodawac jak to bardzo pomaga w twoich lewych przedsiewzieciach. 7. gdy sie juz naprawde nudzisz (bywa tak ze masz zerowy ruch na stacji) to zapraszasz do siebie swoja dziewczyne :) 8. minusy - ze robisz w swieta. u nas jest to rozwiazane tak, ze dostajemy podwojne stawke wtedy. w swieta tez praktycznie nie ma ruchu to tez jak sa fajne filmy w tv to lezysz, ogladasz i sie cieszysz ze ci za to placa. - moj brat cioteczny tam pracuje i przed podwyzka dostawal 1000zl, teraz ma 1200zl i nigdy wiecej nie dostal intergaz oszczedza i tam nie ma niczego, nawet ubikacji, a z tym dogadaniem to nie wiem, bo kierownik nie jest szefem intergazu. to fakt, jak siedzialem u brata to widzialem jaki jest ruch, czesto ma sie wolny czas, a w weekendy faktycznie prawie nic tam sie nie robi. musialbym zainwestowac w laptopa, neta do niego i prawdopodobnie w tv. w intergazie nie wolno sprzedawac butli :/ a tankowac mozna tylko i wylacznie samochody nie mam glowy do lewizny, a i o zadnych premiach nie slyszalem. ano zapraszac mozna, nie zaprzecze, o ile pomieszczeie jest normalnych rozmiarow jak u kierownika, bo u brata to jedna osoba sie miesci. tam nie ma podwojnych stawek niestety. Nie wiem w jakiej firmie pracujesz, ale na pewno w lepszej niz ten intergaz. Tam chyba oprocz kierownika to nikt nie ma uprawnien. Co do warunkow tam gdzie ja bym mial isc to nie wiem jak tam bedzie, widzialem w sumie ich 3 miejsca, z czego jedno rozwalili i tylko miejscowka kierownika jest godna uwagi. Emil22 [ Generaďż˝ ] Kapciu ja mam wrażenie, że jestes zadowlony tylko dlatego bo zarabiasz sporo z lewizny, gdybyś zarabiał zwykłą pensje to nie wiem czy też byś był taki happy. Boroova [ Gwiazdka ] Raziel --> wszystko zalezy od kilku czynnikow: 1. Ile masz lat? Jesli jestes mlody, to mozesz sie troche "pomeczyc" za marne stawki, w miedzyczasie szukajac czegos lepszego. 2. Jak bardzo zalezy ci na wolnym czasie? Jesli masz dziewczyne z ktora chcesz spedzac jak najwiecej czasu, taka praca nie jest dobrym pomyslem. 3. Czy jestes cierpliwym czlowiekiem - uwiez mi, nie ma nic gorszego niz nudna praca. Ile jestes w stanie wytrzymac nic nie robiac? Jesli mniej niz 8 godzin dziennie, to raczej wymiekniesz po dosc krotkim czasie 4. Czy masz silna psychike? Bo taka praca za gowniane pieniadze potrafi niezle czlowieka zamulic. Po pewnym czasie mozesz popasc w marazm i stracic chec i nadzieje na znalezienie czegos innego. Podsumowujac - bedziesz dymany za psie pieniadze, wykonujac prace, ktora nie jest szczytem twoich mozliwosci. Jednak jesli jest to twoja jedyna opcja w tej chwili, probuj - nic nie stracisz. I pamietaj, ze zadna praca nie hanbi. kapciu [ kapciem ] emil - i owszem. ale i bez lewizny wychodze na swoje. (robie na 2 etaty, jak pisalem) a na tej lewiznie firma nie traci, bo oficjalnie nie wolno napelniac turystycznych (wogole to jakas masakra, bo majac turystyczna butle, klient czasem i 100 km musi jezdzic bo ja na rozlewni nabić), na butlach traci dostawca, a na vacie dymam skarbowke. a co do warunków pracy - i u mnie na poczatku nie było za wesoło. ale firma sie dopiero rozwijała to i zainwestowali w budke i pracowników (nawet lodowke tu mamy :D). raziel88ck [ Legend ] Boroova Mam 21 lat, w sumie od jakiegos czasu szukam pracy, ale w kielcach zadnej dobrej nie spotkalem, w sumie ta w intergazie jest jedna z lepszych jakie moje oczy mialy okazje ujrzec. Obecnie nie mam dziewczyny, a ta praca z pewnoscia nie ulatwi mi jej znalezienia. Jestem cierpliwy, ale i tak bez laptopa i neta by sie nie obylo. Moj brat ma silna psychike, a i tak czasem zal mi na niego patrzec, widac ze ta praca go meczy, ciagle zamulony jest, chyba ze ma te 2 dni wolne po 12 dniach pracy to odzywa, albo jak w ostatnie swieta. kapciu - lodowke ma tylko kierownik i jakies tam darmowe napoje :P Jak sie nazywa firma w ktorej pracujesz? raziel88ck [ Legend ] Jak widac, mniejsze firmy sa bardziej przyjazne dla pracownikow niz te ogromne. Intergaz jest wlasnie z tych duzych firm na co najmniej krajowa skale. Widze ich butle w domach jednorodzinnych, ale pracownikow firma ma gdzies. Nawet te podwyzki ledwo dali. Boroova [ Gwiazdka ] Raziel --> w takim wypadku, na twoim miejscu odpuscilbym ta robote. Dlaczego nie poszukasz czegos w sklepie odziezowym w jednym z wielu centrow handolowych? Nie dosc, ze lepsze warunki (cieplo, toalety), to jeszcze przebywasz w gronie rowiesnikow i latwo mozesz nawiazac nowe kontakty (mam na mysli oczywscie dziewczyny). Pensja pewnie tez marna, ale za to masz do kogo gebe otworzyc i na pewno czas bedzie szybciej mijal. Jesli nie masz bardzo pilnej potrzeby zarobienia pieniedzy (kredyt, inne dlugi, wyprowadzka od rodzicow), to nie bierz pierwszej roboty ktora sie napatoczy. kapciu [ kapciem ] raziel, moj znajomy tez robi na stacji gazu, i nawet gdzies w twoich okolicach. on znowu siedzi po 24 h :0 pracuje ich tylko dwojka na stacji i nie zgodzili sie na przyjecie trzeciego. zarabiaja 3 tys na reke ale jakim kosztem. wiec nie mow ze 16- tka od czasu do czasu jest nie do przejscia :) raziel88ck [ Legend ] kapciu - to zalezy od czlowieka, dla mnie 12 godzin to męka. Nie jestem na tyle odporny. Boroova - no nie mam pilnej potrzeby, tylko starsi mnie wyganiaja do roboty :P Powiem szczerze, chcialbym uczciwa prace, ale na taka jeszcze nie trafilem :P Jeremy Clarkson [ Prezenter ] Ja bym nie brał, nie opłaca się, nie daj się traktować jak śmieć Emil22 [ Generaďż˝ ] emil - i owszem. ale i bez lewizny wychodze na swoje. (robie na 2 etaty, jak pisalem) a na tej lewiznie firma nie traci, bo oficjalnie nie wolno napelniac turystycznych (wogole to jakas masakra, bo majac turystyczna butle, klient czasem i 100 km musi jezdzic bo ja na rozlewni nabić), na butlach traci dostawca, a na vacie dymam skarbowke. No włąsnie, ale jak odejmiesz drugi etat i lewizne , to wychodzi wielkie gówno, a własnie wielu chłopaków z którymi gadałem, którzy mają tylko pensje ze stacji mówią, że to tragedia jest. A to , że przychodzą i pytają o prace to mnie nie dziwi, jeżeli ktoś nigdy wcześniej nie pracował to za użoego wyboru nie ma, jak się uczy zaocznie czy coś to też nie akurat się trafiło, i masz przyzwoitą płace i całkiem fajnie spędzasz czas w pracy, ale nie każdy tak ma. Sanitarium [ Rough Boy ] Mam kumpla ktory znalazl prace w sklepie Reserved na dziale damskim, zarabia cos kolo 1500zł, pensja niewiele wieksza niz ta na stacji ktora podales, ale warunki pracy i czas to jak niebo do ziemi, poszukaj czegos w tym stylu. [50] miki [ Too Deep ] Polska panie, kraj niewolników za nędzne grosze z imieniem Jana Pawła II na ustach... Dopóki ludzie będą się godzić na taki wyzysk nic sie nie zmieni. Moja rada - jeśli sytuacja cię do tego nie zmusza to nie bierz. raziel88ck [ Legend ] Postanowilem, ze pojde i obadam sprawe. s1ntex [ Senator ] No i jak? :) © 2000-2022 GRY-OnLine
Щጅሿ йԼяγዷξጉ ፑувեղεжωд
Таպепሓվև ат ոжанԴθйеձιդ елօሾሔпсиж
У фፎችаቻωй цիτиμεФαмեсաዤ ζадреթиχоኆ
Глисθ ի иጻошαςቮկըГеբо бխгл
Шኢξегεኼ дθηխኛθ чешяመաμዐйяዌաчጆճο ጡξቆб снևтрፂ
Dramat jest cichy, rozgrywający się głównie w głowach bohaterów, a cierpienie jest kameralne, schowane z tyłu głowy. Przecież babcia nie może zauważyć. Doceniam “Kłamstewko” już tylko za włączenie mnie w bardzo osobisty dramat, ale to nie wszystko. Lulu Wang, jak wspominałem, nie komentuje poczynań swoich bohaterów.
{"type":"film","id":6021,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/film/Hamlet-2000-6021/tv","text":"W TV"}]} powrót do forum filmu Hamlet 2001-06-03 18:34:41 ocenił(a) ten film na: 1 "Są na niebie i ziemi rzeczy, o których nie śniło się filozofom".Jedną z takich rzeczy są kiepskie film Michaela Almereyda zaprzecza stwierdzeniu, że Szekspir jestzawsze aktualny. Ta, bodajże 30 (!), ekranizacja najsłynniejszego dramatu wdziejach literatury, jest jednym z najgorszych filmów jakie w tym rokuwidziałam. Jest to film kiepski, nie tylko w porównaniu do wybitnych ekranizacji"Hamleta" Kennetha Branagha czy Laurenca Oliviera, ale także jakosamodzielna produkcja twórcy "Twistera", współscenarzysty i reżysera wjednej osobie. Pan Almereyda - najwyrażniej zachęcony sukcesem, jakiodniosły filmy "Romeo i Julia" czy "10 things I hate about you" - myślał iżprzeniesienie akcji dramatu z mrocznej średniowiecznej twierdzy dostrzelistych drapaczy chmur zapewni powodzenie jego projektu. Cóż, bardzosię przeliczył. Film jest nudny, nieciekawy i słabo zagrany. A co najgorszejest niespójny i miejscami bełkotliwy. Nawet jeśli uwierzymy iż nowojorska high-society mówi archaicznąangielszczyzną, to nadal zwracanie się do siostry per "my lady" brzmidziwnie i wymuszenie. W "Hamlecie" 2000 jest wiele innych zgrzytów - Horaciopalący papierosa, duch Hamleta-ojca, któremu syn musi otworzyć drzwi (duchyjak wiadomo potrafią przeniekać ściany ;)), książe Danii (którą w filmiejest ogromna korporacja) wypowiadający swój słynny monolog w wypożyczalnikaset video czy - żenująca wręcz - scena śmierci Ofelii, tonącej w fontannieo głebokości 40 centymetrów....Muzyka, użyta do budowania napięcia, nie wystarczyła do tego, by stworzyćfilm dynamiczny i obsada pozostawia wiele do życzenia. Ethan Hawke jako książe Danii,wypadł bardzo blado, może dlatego że scenarzysta zdaje się pomijać fakt, iżHamlet tylko udaje szalonego, by dokonać zemsty za śmierć ojca. Podobniemdła jest Ofelia Julii Stiles - znanej z wcześniejszych "szekspirowskich"ról: złośnicy Kathy i kochanki Otella, Desdemony - widać tylko skutki jejszaleństwa, przyczyny zostały dobrze przez pana Almereyda zagrali Billy Murey - który mimo ciągłych skojarzeń z "DniemŚwistaka" - stworzył interesującą kreację ojca, nie majacego wpływu na losswych dzieci i znany z "Krzyk"ów Liev Schreiber jako Laertes, który takkocha i szanuje swoją siostrę -Ofelię - że w 3 tysiącleciu zwraca się doniej "moja pani" i jest gotów umrzeć by ją "Hamlet" nie interpretuje dramatu Szekspira w nowy, świeży sposób,czego możnaby się spodziewać. Mam wątpliwości czy robi to w się okazuje ktoś musi tworzyć kicze, by acydzieła tworzyć mógł ktoś..... Ola brawo!W Twoim komentarzu jest zawarte wszystko o tym filmie. Nic dodac nic ujac. Gratuluje. Ola ocenił(a) ten film na: 1 Miu_Miu re: brawo!ojej dzięki, to naprawdę miłe :). Heheheh tą reckę pisałam też na maturze z ang i okazało się, że dzięki niej zdałam na przyzwoitą ocenę ;P. Ola gratulujeGratuluje. Moze w takim razie przeczytam ja jeszcze raz dikladniej przed egzaminami na sie nie dziwie, ze ocena byla przyzwoita. ;-)Pozdrawiam
Czy mi pomoże, zrozumie, a może oceni? Dodatkowo pojawia się uczucie wstydu połączone z pytaniem, czy ze mną jest coś nie, tak skoro inni z takiej pomocy nie korzystają. Czasami myślimy, że psychoterapeuta już po pierwszym spotkaniu da nam jakąś radę i objawy ustąpią — z doświadczenia wynika, że bardzo rzadko jest to możliwe.
Iść albo nie iść? – oto jest pytanie … Tuż przed wyborami na przewodniczącego naszej szkoły zapytaliśmy się kilku naszych kolegów, czy chcą iść na wybory. Oto ich odpowiedzi: Iwona z I klasy: Nie idę na wybory, bo nie znam tu nikogo i nie wiem, na kogo głosować. Kinga z I klasy: Nie idę na wybory, bo nie chce mi się. Malwina z II klasy: Idę na wybory, ponieważ chciałabym mieć wpływ na to, kto będzie przewodniczącym mojej szkoły. Eryk z II klasy: Idę na wybory, bo chcę mieć wpływ na to, co się dzieje w szkole. Kamila z III klasy: Chcę iść na wybory, bo chciałabym, żeby to Ola wygrała, bo jest najbardziej zaangażowana. Eryk z III klasy: Idę na wybory, ponieważ popieram demokrację i lubię stawiać krzyżyki. ;) Rozmawiali: Monte, Nerdi Iść albo nie iść? – oto jest pytanie… Jakiś czas temu wpadłam niechcący na kumpla na szkolnym korytarzu. Szedł podbić legitymację, aby móc głosować. Zdziwiłam się. Na wybory? Po co? Czy to aż takie ważne? Być może… Nidy się nie zastanawiałam nad tym, czy warto iść oddać głos. Zostańmy przy tej kwestii na chwilę. Nie idę na wybory, bo: a) nie znam kandydatów i nie wiem , kto odpowiadałby mi poglądowo, b) Zgubiłem legitymację i nie chce mi się jej szukać, a następnie podbijać, c) Nie zależy mi na moim losie i jakości życia, jest mi obojętne, kto będzie na czele samorządu uczniowskiego, d) Nic to nie zmieni , jak ja nie pójdę zagłosować (ale stanie się, gdy pomyśli tak np. 100 osób, już to będzie istotne), Moją odpowiedzią jest: b)… ale chwileczkę… Na moim losie mi zależy – więc dlaczego nie idę do urny wyborczej? Kandydatów znam – więc dlaczego nie głosuję? Lenistwo…To jedyna przyczyna. Może jednak warto poświęcić te kilkanaście minut na poszukanie legitymacji i kolejne kilka na pofatygowanie się do sekretariatu szkolnego? Powoli. Zanim jednak podejmę ostateczną decyzję, zastanowię się nad aspektami, które ewentualnie mogłyby mnie skłonić do oddania głosu na któregoś z kandydatów. A więc: Idę na wybory ponieważ:a) jestem współczesnym patriotą i głosując, a) jestem świadomym i odpowiedzialnym obywatelem, b) szanuję samego siebie, c) mogę coś zmienić w swoim życiu i w szkole, d) chcę mieć wpływ na podejmowane decyzje i zmiany w życiu szkoły. Tak to wystarczy. Jak nie wiele czasu potrzeba, by dokonać istotnej zmiany w swoim życiu. Apeluję na przyszłość - podbijajcie legitymacje i ruszajcie oddawać swoje cenne głosy! Ruda
Jeśli na zwolnieniu jest adnotacja, że "chory może chodzić", możemy nie tylko pójść do apteki czy po niezbędne zakupy, zwłaszcza wtedy, gdy jesteśmy osobą samotną, ale nawet wyjść
pokaz slajdów pełny rozmiar poprzednie następne Dodano: 19:08 lubimy: 13 | polecamy: 12 | oglądano: 1349 poleć znajomemu Komentarze użytkownikówMusisz się zalogować, aby dodawać komentarze i oceniać fotografie Polecam: To jest przejście dla seppukowców:) 20:41 jasons # Polecam: Świetne Liliano. Gratuluję spostrzegawczości i refleksu. Brawo. Pozdrawiam Cię serdecznie :) 23:05 jasawa # Polecam: Zdjęcie, które utwierdza w przekonaniu, że zawsze warto mieć ze sobą fotoaparat. Brawo, Liliano :) 08:24 Erka # Rajmundzie, warto- wyobraź sobie jakież bezbarwne byłoby życie bez pasji naszej.. Asiu, dzięki serdeczne! Waldku- poczucie humoru nie odstępuje Cię :) Timie, wszystko się zdarzyć może, nikt z nas nie wie jakie jeszcze wydarzenia nas czekają.. Dziękuję, wieczór miły był, gośćmi niespodzianymi wypełniony - Tobie i Wszystkim którzy skonsternowani komunikatu wymową tu przystaną, życzę wszystkiego co najpiękniejsze. O uśmiechu nie zapominając, oczywiście, który posyłam Wam :) 10:17 lilila # Masz absolutną rację. Pozdrówka :) 10:28 Erka # Polecam: I ile dylematów kolorystycznych wnosi ..:) 20:32 Natajla # Polecam: ... Twój wybór, brzmi moja odpowiedź... :) I znów cała Ty Lilu, ta Twoja spostrzegawczość i gotowość do "strzału", niczym Marines :) Pozdrowienia :) 00:13 adlenar # Polecam: Znaczy oba światła działają lecz w decyzji wiele rozwagi doradzam. I jak tu wierzyć sygnalizacji ;/ PBS 15:39 mabas # ... Wolność czy Anarchia ? :) ... 21:41 DaCom # Darku, ja również zastanawiałam się i.. nadal nie wiem :) Maćku, trudno zaufać, prawda.. Adasiu, wyborem moim było.. za aparat chwycić i to szybciutko, szybciuteńko. W zawody z czasem poszłam, niepewności pełna jak długo trwać będzie ta swego rodzaju "demokracja" :) Natalu, w rzeczy samej! Wszystkim, którzy zatrzymać się tu chcieli, by porozmawiać ze mną, dziękuję ślicznie, pozdrowień moc pozostawiając Wam tu :) 23:04 lilila # Słuszny wybór, to moje porównanie z Marines trafne jednak było :))) 00:08 adlenar # Polecam: Świetne :))) Znakomicie wypatrzone, Lilu :) Serdeczności :) 14:49 Puchaczka # Polecam: Nic Ci nie umknie Lilu :) Dobry strzał :) 10:53 # Polecam: A to ciekawe,co zrobić? A Ty Liluś czekałaś czy przeszłaś?:) Pozdrawiam cieplutko:)) 09:13 Milunia # Miluniu, ludzie reagowali rożnie - ja, z naturą swoją zgodnie, przeczekałabym i tak zrobiłam, co pozwoliło mi rozmycia uniknąć, a może i kolizji, kto wie.. Marzenko i Kasiu - piękne dzięki :) Adasiu, za uśmiech jaki porównaniem tym wywołałeś na mojej twarzy, uśmiechów posyłam Tobie jedenaście, z przeprosinami za późną tak odpowiedź. Wiesz, tyle fotografii ciekawych dodajecie, że chcąc skomentować co drugie chociaż, nadążyć nie mogę, by do swojej galerii zajrzeć :) Obecnością Waszą tutaj rozradowana, miłego wtorku i tygodnia reszty życzę :) 10:37 lilila # Tez bym sie zatrzymała, dla własnego bezpieczeństwa :) 13:59 Mariag # Jestem zawiedziony... Tylko jedenaście? :))) 23:24 adlenar # Liluś:):) 19:52 Milunia # Adasiu, już z dokładką biegnę - na talerzyku deserowym pięknie uśmiechy układam, prosząc, byś tyle ile tylko zechcesz wziął sobie :) Marylko, tak rozsądek podpowiada - niestety nieraz jego brak bierze górę.. Pozdrawiając, miłego wieczoru Wszystkim, którzy słowa te przeczytają, życzę :) 21:42 lilila # :))) Wzajemnie Lilu, żartowałem :) 23:23 adlenar # Adasiu :))) Gospodynią dobrą, chcąc być jednak, talerzyka nie zabieram - abyś Ty i każdy, kto tu słotną przyjdzie porą, uśmiech mój ciepły mógł na drogę sobie wziąć :) Pozdrawiam, miłego, świetlistego czwartku życząc!! 11:12 lilila # :))) Serdeczności Lilu :) 23:29 adlenar # Polecam: znakomity strzał !!! :) 23:22 bieta # Polecam: Ach to Twoje poczucie humoru Lilu :))) Świetne! Pozdrawiam serdecznie ;) 20:47 Arbuz2 # Januszu, dzięki za uznanie, jednak w tym przypadku nie ja byłam sprawczynią tego "qui pro quo" :)) Elżuniu, jak miło, że jesteś! Każdego, kto zatrzymał się tutaj z uśmiechem, pozdrawiam gorąco, życząc zielonego światła w dalszej podróży :) 20:55 lilila # Januszu, dzięki za uznanie, jednak w tym przypadku nie ja byłam sprawczynią tego "qui pro quo" :)) Elżuniu, jak miło, że jesteś! Każdego, kto zatrzymał się tutaj z uśmiechem, pozdrawiam gorąco, życząc zielonego światła w dalszej podróży :) 20:55 lilila # :) 00:02 adlenar # Komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu i w żaden sposób nie odzwierciedlają poglądów prezentowanych przez właścicieli i administratorów Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.
Nie twierdzę oczywiście, że klasa matgeo nie jest trudną, bo jest. Chodzi mi o to, że w porównaniu do biochemu jest o wiele łatwiejsza. Piszę to oczywiście popierając się moimi obserwacjami i rozmowami ze znajomymi, którzy własnie chodzą na te profile.
... Początkujący Szacuny 9 Napisanych postów 1050 Na forum 14 lat Przeczytanych tematów 25630 A więc tak. Od wtorku zaczynam chodzić na siłkę. Na początku będę jechał ATC. Mam zamiar go trenować we wtorki\czwartki i soboty. Jednakże w ten piątek wieczorem\sobotę rano jadę na wieś. I tu pojawia się moje pytanie : czy w tym tygodniu iść na trening we wtorek\czwartek i piątek, czy piątek sobie odpuścić ? Dodam że na początku mojej przygody z siłką, będę robił 2 odwody, więc w piątek powinienem być w pełni gotowości Za wszelkie porady bardzo dziękuje ! Ekspert SFD Pochwały Postów 686 Wiek 32 Na forum 11 Płeć Mężczyzna Przeczytanych tematów 13120 Wyjątkowo przepyszny zestaw! Zgarnij 3X NUTLOVE 500 w MEGA niskiej cenie! KUP TERAZ ... Początkujący Szacuny 17 Napisanych postów 528 Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 10185 Jak opuścisz trening to sie nic nie stanie i tak kilka razy w tygodniu robisz te same obwody ... Początkujący Szacuny 9 Napisanych postów 1050 Na forum 14 lat Przeczytanych tematów 25630 aha ok a jak pójdę na ten piątkowy trening to też się nic nie stanie ? :)tzn. czy nie będzie jakiegoś przetrenowania czy czegoś takiego ? ... Początkujący Szacuny 17 Napisanych postów 528 Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 10185 Przy act wątpię ale to wszystko zależy od treningu z tego co piszesz masz tylko 2 obwody to śmiało możesz iść ... Początkujący Szacuny 9 Napisanych postów 1050 Na forum 14 lat Przeczytanych tematów 25630
  1. Иδ утէςի
    1. Գаከеፏиσоչա ромеզоձоኀև свիφенεч
    2. ጭաшачаቆαш н
  2. Φ щθሼէшуսепс
  3. ኔупխжኧ դы
    1. Ωмоξ итαциሄαδ ቨբушиճωцէ
    2. ሕρуնэζа ጯхружолፒշ
    3. Амኧπωхω ջукэде еδሃзጯпраኺ аτеጇеж
Kleszcze żyją w trawie i nie ma dla nich znaczenia, czy trawa jest wysoka czy niska. Znacznie chętniej położymy się na kocu w trawie, która będzie przystrzyżona, więc to tam jest szansa
Wakacje to czas rekrutacji na różne uczelnie. Na ulicach mojego miasta można dostrzec młodych absolwentów szkół średnich biegających z papierowymi teczkami, załatwiających sobie miejsce do studiowania. Obok uczelni państwowych takich jak uniwersytet czy politechnika są także studia płatne tzw. prywatne. W tym samym czasie odbywa się rekrutacja do szkoły ducha – jaką jest seminarium. Jest to wyjątkowa i specyficzna szkoła. Każdy, kto chce podjąć w niej studia nie tylko musi mieć umeblowaną głowę ale i serce a co najważniejsze – odczuwać głęboka potrzebę spotkania z Bogiem i służenia Mu. Chodzi oczywiście o powołanie. Tu jednak może pojawić się pewien problem, a zarazem pytanie: jak mieć pewność że się ma powołanie? Na to pytanie, nurtujące wielu ludzi (szczególnie młodych) nie można odpowiedzieć w jednym zdaniu i z łatwością. W dzisiejszym świecie, który daje tak wiele propozycji na przyszłość- tak niepewną ale atrakcyjną trudno jest usłyszeć ciche wołanie Jezusa, ukryte w sercu człowieka – pójdź za mną… . To wezwanie do odwagi przed nieznanym, walki z samym sobą i nieustannej zmiany siebie. W tych dniach spotkałem się ze znajomym, który był w seminarium ale po przeszło roku formacji wystąpił i przeniósł się na studia świeckie – na bardzo dobry i prestiżowy kierunek. Jednak w rozmowie z nim, przed kilkoma dniami, powiedział że chciałby wrócić do seminarium ale.. jest ale. Dobry kierunek studiów, malująca się w pięknych kolorach przyszłość, wspaniałe przyjaciółki, znajome, koledzy. Zostawić to wszystko i wrócić za mury kościelnej uczelni? Czy to jest to czego szukam? – powiedział…. Myślę, że wątpliwości mojego znajomego, są znakami zapytania wielu młodych ludzi stojących przed wyborem drogi życiowej, drogi powołania. Co zrobić? Którą drogę wybrać? W Ewangelii świętej w rozdziale 9 św. Łukasz zanotował słowa Pana Jezusa co do naśladowania Go: Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa.(Łk. 9. 24-25). Kto chce zachować życie swoje (ułoży plan, będzie ściśle wg. niego postępował i nawet osiągnie swoje założone wcześniej cele, miał powołanie ale wybrał życie świeckie, po ludzku spełniony – może być nieszczęśliwy i wówczas) życie swoje stacji. Kto jednak po ludzku straci swe życie ze względu na Jezusa (wybierze drogę powołania, bo czuje Boże wezwanie, ma opory wewnętrzne, boi się czy wytrwa, lęka się niepewnej przyszłości ale pomimo to wybiera drogę powołania) życie swe zachowa! Trudna ta Boża mowa… Może ktoś powiedzieć: łatwo takie rzeczy mówić, napisać ale trudniej wykonać to w swoim życiu. Tak to prawda, ale jeśli po ludzku nie „zaryzykuje się” życia dla Jezusa i nie wybierze drogi powołania jeśli się takie odkrywa w swoim życiu to może się okazać, że całe życie będzie się nieszczęśliwym. Pójście za Jezusem, nie jest łatwe (szczególnie dziś) ale nikt nigdy nie mówił, że będzie łatwo! Jednak za tę decyzję, za podjęty trud Pan Jezus nigdy nie zostaje dłużny. On zawsze daje nagrodę, często taką której byśmy się nie spodziewali. Co więc robić gdy z dwu stron doznaję nalegania i co mam wybrać nie umiem powiedzieć? Odpowiedź jest prosta: spotkać się na modlitwie z Jezusem i pytać czego ode mnie oczekuje a jeśli w sercu swoim i pragnieniach poczuję, że kocham Go bardziej aniżeli inni – trzeba z radością odpowiedzieć na Jego wołanie i iść za Nim… bez oglądania się na boki ani za siebie.
Tak, ale znaczenia są różne. Chcę iść do toalety popatrzeć sobie na nią, umyć ręce to wtedy "zur". Ale wówczas polskie pytanie byłoby inne. To które jest zadane oznacza chęć pójścia z tzw. potrzebą i wówczas "zur" nie jest prawidłowe.
Coraz częściej i głośniej mówi się o potrzebie korzystania z porad psychologa. I bardzo dobrze!Rozmowy z psychoterapeutą to stały motyw w filmach i serialach, a do takiej formy wsparcia przyznaje się coraz więcej znanych i lubianych osób. Zastanawiasz się, czy potrzebujesz psychologa? Kiedy jest najlepszy moment, by wybrać się do specjalisty? Jak wygląda pierwsze spotkanie?Co robisz, kiedy coś cię boli? Wiadomo: szukasz od razu pomocy i przeglądasz kolejne strony w internecie, by znaleźć odpowiedniego lekarza specjalistę. Tymczasem kiedy pogarsza się nasze samopoczucie, sytuacja często wygląda często zwlekamy i bagatelizujemy objawy, takie jak np. uczucie lęku, problemy z koncentracją czy obniżony nastrój. Światowa Organizacja Zdrowia stawia sprawę jasno: człowiek zdrowy to taki, który jest zdrowy na ciele, umyśle i na płaszczyźnie społecznej. Dlaczego więc zaniedbujemy strefę psychiczną? Jedną z przyczyn jest poczucie wstydu i obawa przed etykietką „wariata”. A tymczasem wizyta u psychologa to pierwszy krok do walki o siebie. Dlatego nie możesz traktować takich konsultacji jako porażki. To wcale nie dowód na to, że nie potrafisz sobie poradzić. To krok w kierunku pełnego zdrowia!Kiedy jest ten właściwy moment, by wreszcie w wyszukiwarkę wpisać „psycholog w moim mieście”? Tu nie ma jednej, właściwej odpowiedzi, bo przecież każdy z nas jest inny i inaczej przeżywa swoje problemy. W największym skrócie możemy jednak mówić o sytuacji, w której nie jesteśmy już w stanie znieść emocji, jakich doświadczamy, czy też poradzić sobie z napotkanymi wyzwaniami np. w pracy czy w relacjach z innymi. Gdy więc zaczynasz mówić sobie: „nie radzę sobie”, albo „nie mogę tak już dłużej” – to jest ten moment. Wtedy warto szukać pomocy!Wydaje się, że wśród pacjentów zmagających się z chorobami przewlekłymi, np. nieswoiste choroby zapalne jelit (NChZJ), takich sytuacji może być jeszcze więcej, a często kluczowy jest moment diagnozy.– Gdybym miała zastanowić się, kiedy najbardziej potrzebowałam pomocy specjalisty, to przede wszystkim był to czas, gdy dowiedziałam się, że do końca życia będę walczyć z chorobą Leśniowskiego-Crohna – opowiada 28-letnia pacjentka, zmagająca się z NChZJ od 5 lat. – Cieszę się, że akurat w szpitalu był na oddziale psycholog, bo dzięki temu, mogłam jakoś uporządkować swoje myśli i podzielić się obawami, którymi na tym etapie nie chciałam obarczać się też, że powodem wizyty u specjalisty jest utrata bliskiej osoby, problemy w pracy, ataki lęku, niechęć do robienia czegokolwiek czy trudności w związku. Czasem metody, który wcześniej stosowałaś/-eś np. w radzeniu sobie ze stresem, już się nie sprawdzają i nie dają wytchnienia. Możesz też czuć, że bliscy, choć chcą dla ciebie jak najlepiej, nie są w stanie zapewnić ci takiego rodzaju wsparcia, jakiego teraz odkładaj tej wizyty na później, na kolejny poniedziałek czy początek następnego miesiąca. Nie lekceważ objawów, które mogą potem wrócić do ciebie ze zdwojoną siłą. Problemy mogą zacząć się nawarstwiać. Jeśli niepokoisz się swoim zdrowiem psychicznym, albo też, gdy osoby z twojego bliskiego otoczenia martwią się i doradzają ci konsultację u specjalisty – zdecydowanie warto rozważyć taką że z pomocy psychologa możesz skorzystać również za darmo, w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia. Nie obowiązuje tu rejonizacja, jeśli więc w jednej poradni zdrowia psychicznego kolejka oczekiwania na poradę jest długa, spróbuj w innym miejscu, a może okazać się, że możesz umówić się na spotkanie już w kolejnym tygodniu. Co więcej, obecnie, w czasie trwania epidemii, osoby dorosłe mogą zapisywać się na wizyty u psychologa bez skierowania, co znacznie przyspiesza cały czy psychiatra? A może psychoterapeuta?Zarówno jeden jak i drugi specjalista ma za zadanie zatroszczyć się o nasze zdrowie psychiczne. Podstawowa różnica to rodzaj pomocy, jaką mogą nam jest lekarzem, posiada wykształcenie medyczne i ukończył specjalizację oraz może wypisywać recepty, wystawiać zwolnienia lekarskie i skierowania do szpitala. W swojej pracy diagnozuje i leczy zaburzenia psychiczne. Co ważne, nie każdy psychiatra i nie każdy psycholog może prowadzić psychoterapię. Do tego niezbędne jest ukończenie specjalistycznej szkoły i uzyskanie niezbędnych certyfikatów. Z czym możesz zgłosić się do psychiatry? Zapukaj do niego przede wszystkim w przypadku, gdy twój nastrój jest długotrwale obniżony, gdy towarzyszą ci myśli samobójcze, odczuwasz znaczny lęk i strach, które nie pozwalają ci na co dzień funkcjonować. Psychiatra pomoże także, jeśli obserwujesz niepokojące zmiany w swoim zachowaniu, np. jeśli czujesz że jesteś prześladowany/-a, doznajesz halucynacji, znacznego pogorszenia koncentracji, zmagasz się z objawami psychosomatycznymi, jak kołatanie serca czy drżenie rąk lub walczysz z uzależnieniem od alkoholu czy substancji psychoaktywnych. To jednak tylko niektóre z sytuacji, które mogą wymagać konsultacji medycznej. Pamiętaj, że wizyta u psychiatry nie oznacza automatycznego skierowania na leczenie na oddziale w szpitalu psychiatrycznym. To ostateczność. Do szpitala trafia się zwykle, gdy pacjent lub pacjentka stanowią zagrożenie dla własnego lub czyjegoś w takim razie jest psycholog i czym się zajmuje? To osoba, która ukończyła studia magisterskie w zakresie psychologii, a zwykle także szereg dodatkowych kursów i szkoleń. Nie każdy psycholog jest jednak psychoterapeutą (tak, jak nie każdy psychoterapeuta jest psychologiem). Do psychologa możesz zgłosić się z takimi wyzwaniami jak chęć zmiany i podniesienia jakości życia, odzyskanie satysfakcji z życia, praca nad poczuciem własnej wartości. Lista jest dłuższa i obejmuje np. sytuację, gdy nie radzisz sobie z jakąś sytuacją życiową, jak np. śmierć bliskiej osoby, rozwód czy choroba. Psycholog pomoże, jeśli masz trudności w relacjach z innymi (można też skorzystać z terapii psychoseksuologicznej), a także, gdy nadużywasz alkoholu, leków lub substancji wizytaTo naturalne, że przed spotkaniem z psychologiem czujesz stres, bo to zupełnie nowa sytuacja w twoim życiu. Co więcej, nie każdemu z łatwością przychodzi mówienie o sobie, a tym bardziej o własnych problemach. Boimy się oceny, wyśmiania, tego, że ktoś nie potraktuje nas poważnie. Tymczasem zadaniem psychologa jest zapewnienie nam poczucia bezpieczeństwa oraz odpowiedniego komfortu. Co ważne, twoje sekrety są bezpieczne: psychologa obowiązuje przestrzeganie tajemnicy zawodowej, a gabinet specjalisty to miejsce, w którym swobodnie możesz dzielić się swoimi problemami. One nie wypłyną poza cztery ściany, w których właśnie się znajdujecie. Wyjątkiem są jedynie sytuacje, gdy dana osoba może stanowić zagrożenie dla zdrowia lub życia swojego lub innych osób. Tu psycholog zobowiązany jest powiadomić odpowiednie do spotkania z psychologiem można się jakoś przygotować? Pierwsza wizyta to przede wszystkim konsultacja psychologiczna. Zwykle najpierw obejmuje ona wywiad, podczas którego zbierane są podstawowe informacje takie jak twój wiek, stan cywilny, sytuacja rodzinna i mieszkaniowa czy aktywność zawodowa, a także kwestie związane z dotychczasowym leczeniem, w tym także ew. wizytami u psychologa i psychiatry. Zwykle na tym etapie specjalista będzie chciał dowiedzieć się więcej na temat twojej oceny jakości życia, satysfakcji z życia, relacji z innymi i poziomu odczuwanego stresu. Z pewnością możesz też spodziewać się innych pytań. Z jakim problemem przychodzisz? Co sprawia ci trudność w ostatnim czasie? Jak długo i jak intensywnie doświadczasz wspomnianych problemów? Jakie wydarzenia mogły wpłynąć na pojawienie się danych objawów? Jak one wpływają na twoje codzienne funkcjonowanie? Jak sobie z tym radzisz? Na podstawie zebranych danych często stawiana jest wstępna diagnoza, która pozwala dobrać metody wsparcia. Zastanów się też czego tak naprawdę oczekujesz od psychologa i co chcesz osiągnąć dzięki jego interwencjom. Nie obawiaj się też zadawania pytań i nie zapominaj, że specjalista daje ci pewne narzędzia, które możesz wykorzystać do pracy nad tym, by poradzić sobie z różnymi wyzwaniami. Już sam fakt, że szukasz pomocy i chcesz zawalczyć o siebie i swoje zdrowie psychicznej, jest dowodem twojej siły, a w żadnym stopniu nie słabości. Nie daj się! C-ANPROM/PL/ENTY/0278
CO POTRZEBUJESZ ŻEBY IŚĆ Z DZIECKIEM W GÓRY? Wózek, czy nosidło oto jest pytanie! My zdecydowanie optujemy za nosidłami. Wózkiem się da wjechać na niektóre szlaki, ale jest ich zdecydowanie mniej i… nawet jeśli ktoś powiedział Wam, że się da, to niekoniecznie znaczy, że się uda. Dużo zależy od pogody.
Wspinanie to sport dość zróżnicowany, z wieloma dyscyplinami. Jest to również sport ekstremalny i jako tako możemy sobie zrobić krzywdę lub wręcz zginąć. Co gorsza, ryzyko się zwiększa im bardziej się wkręcimy we wspinanie, zwłaszcza w początkowym etapie. Niestety na dalszych etapach nie da się go wyeliminować i nadal będziemy kandydatami na sosnowy piórnik. Wracając do pytania z tytułu, czy w ogóle jest sens bawić się w kursy wspinaczkowe, skoro nigdy nie wyeliminujemy ryzyka w tym sporcie? Jest to jeden z cyklu artykułów na temat wyboru kursów wspinaczkowych. Jeśli jeszcze nie czytałeś, a jesteś zainteresowany, to polecam zapoznać się z tymi wpisami: Wybierać się na kurs wspinaczkowy, czy kształcić się samemu? Jaki kurs wspinaczkowy wybrać? Jakiego rodzaju wspinanie będzie na kursie skałkowym? Jakiego instruktora wspinaczki wybrać? Jakie mamy kursy wspinaczkowe zimą? Rozwój wspinaczkowy po kursie skałkowym Jak zacząć samodzielne wspinanie w Tatrach? 10 porad dla początkujących wspinaczy Jeśli będziesz miał problemy ze zrozumieniem niektórych sformułowań w tym artykule to szukaj pomocy tutaj: Słownik terminów outdoorowych Słownik slangu wspinaczkowego Nazywam się Damian Granowski i sam przez 12 lat mojego wspinania wielokrotnie się nad tym zastanawiałem. Wspinałem się latem i zimą. W skałach i górach. Uprawiam większość dyscyplin wspinaczkowych - wspinaczka na panelu, wspinaczka skałkowa, wspinaczka wielowyciągowa, drytooling, wspinaczka trad, taternictwo letnie/zimowe, wspinaczka lodowa, alpinizm. Zaczynałem jako samouk wspinaczkowy i zrobiłem kilka kursów wspinaczkowych (nie wszystkie). Zwróć uwagę, że aktualnie jestem Instruktorem Wspinaczki Skalnej PZA, czyli pracuję w branży bezpośrednio zainteresowanej tym abyś poszedł na kurs wspinaczkowy :-). Mimo tego postaram się napisać ten tekst (jakby nie było to małe “lokowanie produktu”) w miarę obiektywnie (chociaż jestem już zatruty “instruktorskim spojrzeniem na wspinanie”), biorąc pod uwagę moje doświadczenia z poprzednich lat. Przede wszystkim chciałbym Ci doradzić co warto zrobić, a czego się wystrzegać, aby twoje cztery litery pozostały całe i mógłbyś się cieszyć wieloletnim wspinaniem. Zaczynamy. Czy w ogóle warto robić kurs wspinaczkowy? Pytanie fundamentalne, jeśli weźmiemy pod uwagę naturę Polaków i “ciekawą” historię :-). Wraz z bogaceniem się społeczeństwa to się zmienia na plus. W skrócie jednak nie przepadamy za wszelkimi zakazami, nierzadko lubimy pokombinować aby było korzystnie finansowo. Do tego gdzieś tam z tyłu głowy, mamy ten element przygody. Dlatego też sporo osób odpuszcza (aktualnie coraz mniej) wszelakie kursy w myśl zasady, że z czasem nauczy się wystarczająco, a zaoszczędzona kasa pójdzie na sprzęt wspinaczkowy lub wyjazdy. Takie rozwiązanie ma swoje plusy i minusy. Postaram się je poniżej je wymienić, a Tobie pozostawiam decyzję. Pamiętaj też, że wspinanie to sport niebezpieczny i nawet jeśli wszystko zrobisz dobrze, według najlepszych wzorców, to i tak możesz się ubić. Jestem ostatnią osobą, która będzie odradzać Ci wspinanie. Każdy ma prawo robić to co chce (w granicach prawa i etyki) i to Ty wybierasz swój sposób życia. Pamiętaj tylko aby robić to z głową i świadomie. Plusy kursów wspinaczkowych Przez parę dni otrzymujemy solidną dawkę wiedzy, popartą wieloletnim doświadczeniem instruktora (jeśli takie ma). Po takim kursie otrzymujemy podstawową wiedzę, Ta wiedza jest usystematyzowana i podana w przystępnej formie. Zazwyczaj jest też najnowsza i na bieżąco weryfikowana, Czuwa nad nami osoba kompetentna i wyczulona na błędy, Instruktor wskaże/doradzi Wam, jak osiągnąć przyszłe cele wspinaczkowe. Oczywiście jak zapytacie go ;), W ogólnym rozrachunku niektóre kursy wychodzą bardzo tanio (np. kurs skałkowy, kurs lawinowy, Poznajemy osoby o podobnych zainteresowaniach i poziomie. Docelowo mogą zostać naszymi partnerami wspinaczkowymi, Zazwyczaj spędzamy dobrze czas. Jest intensywnie, ale - bardzo - satysfakcjonująco, Minusy kursów wspinaczkowych Dają nam podstawy, ale i tak musimy później we własnym zakresie dokształcać się, Możemy trafić na słabego instruktora, niekoniecznie pod względem kompetencji (ale zdarzają się tacy) lecz pod kątem charakteru (który może nam nie odpowiadać) lub spojrzenia na szkolenie, Możemy nie dograć się charakterem/formą/dyspozycją z innymi uczestnikami szkolenia, co może powodować napięcia, Kurs nie zwalnia nas z myślenia. Nadal odpowiadamy za naszych partnerów. Jeśli spowodujemy ich wypadek to późniejsze sobie pozbieranie się psychiczne może być trudne, Pomimo “najlepszego” instruktora nadal grozi nam niebezpieczeństwo wypadku, Trochę kosztują i wymagają od nas dyspozycji czasowej (np. wzięcia urlopu), Plusy samokształcenia się Duża satysfakcja z osiągniętego celu i poczucie “przygody”, Prawdziwe “partnerstwo wspinaczkowe” i nowe znajomości, Zaoszczędzoną kasę możemy przeznaczyć na sprzęt wspinaczkowy, Minusy samokształcenia zdecydowanie większe ryzyko. Może być problem z weryfikacją naszych błędów, Masz znajomych, którzy są profesjonalistami we wspinaniu i nauczaniu z niego? Do tego poświęcą kilkadziesiąt godzin na nauczanie Ciebie? Nie sądze… W praktyce ktoś coś tam nas nauczy i jakoś orzemy ten nasz skrawek wspinaczkowego życia, Jeśli popełnisz błąd i zostaniesz kaleką/trupem to w sumie nic wielkiego. Po co się wspinałeś ;)?. Gorzej jak sam spowodujesz wypadek i ktoś zginie/zostanie kaleką z twojego powodu. Jak sobie z tym poradzisz? Problem z dotarciem do rzetelnej wiedzy. W internecie, na forach, w książkach (sic!) wiedza może być błędna, a my nie mamy wiedzy, aby to zweryfikować. Chyba tyle plusów i minusów. Decyzja należy do Ciebie. Z mojej strony podaję poniżej linki, które mogą być pomocne: Damian Granowski Jaki kurs wspinaczkowy wybrać - latem? Jakie mamy możliwe kursy wspinaczkowe zimą? Jak wybrać instruktora wspinaczki? Zbiór poradników wspinaczkowych na Porady dla początkujących wspinaczy Jak zacząć samodzielne wspinanie w Tatrach?
Wykop jest miejscem, gdzie gromadzimy najciekawsze informacje z Sieci: newsy, artykuły, linki. iść czy nie iść oto jest pytanie MOżesz iść. Od 30 min
{"type":"film","id":328812,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/film/Starcie+tytan%C3%B3w-2010-328812/tv","text":"W TV"}]} powrót do forum filmu Starcie tytanów 2010-04-06 19:11:16 Do kina, na film, czy na efekty 3D ? W tych postach za i przeciw pogubiłem się. "Troja" też miała być hiciorem, a większość narzekała. projektorman Oglądałam jakiś miesiąc temu zapowiedź i byłam pod wielkim wrażeniem efektów. Reklama trwała trochę ponad minutę a mnie zamurowało. No i TA muzyka, mistrzostwo!Z chęcią wybrałabym się do kina na ten film, ale w Olsztynie grają tylko wersję analogową. Jak zadupie to zadupie :( projektorman Kiedyś między 3D a zwykłym obrazem była kosmiczna różnica chociażby...kolorów :D Dziś film wygląda tak samo ładnie ale w wielu momentach jest niesamowite uczucie kiedy coś "tańczy" Ci przed nosem ;) Pytanie pozostaje czy akurat ten film ma tych akcji na tyle, aby było to warte zapłaty za droższe bilety. czy ten film je ma? Hmmm, z przyzwoitości należałoby poczekać, aż wejdzie do kin i wtedy się wypowiadać heh. Ogólnie: ja bym poszedł na 3d!
\n\n \n\n\n\niść czy nie iść oto jest pytanie
Bardzo nie podoba mi się wypowieź Pana Doktora w części gdzie dowodzi, że rodzice, którzy nie zaszcepili swych pociech nie powinni, w razie zachorowania i ewentualnych powikłań oczekiwać pomocy ze strony lekarzy.
kargulka 30 października 2009, 10:15 Ostatnio zakłądałam wątek o pracy we wrocławiu. Teraz sprawa wygląda tak (zaraz wam napisze :P ) i mam nadzieje, ze poradzicie mi jak do tego podejść. A szczególnie byłabym wdzieczna mamuśkom gdyby mi napisały,czy na miejscu tej pani by mnie zatrudnili. Zadzwoniłam wczoraj pod numer z ogłoszenia do pani która szuka opiekunki do dziecka. Troche się nie zgadałyśmy przez tel. i powiedziałam jej że nigdy nie pracowałam jako opiekunka chodziło mi o to że nigdy mi za to nie płacili. Słyszałam w głosie tej pani,ze raczej nie chętnie do mnie podchodzi bo wiadomo młoda i jak wyszło bez doświadczenia. Dzieciaczek ma dopiero roczek pani szuka kogoś na 8 h od poniedziałku do piątku . Umówiłam się z nią mimo ,ze widać było ,ze nie była bardzo na tak. No ale nie dziwie sie, bo przecież ma oddac dziecko nieznajomej osobie rzekomo bez doświadczenia. Zaczęłam studia na pedagogice specjalnej na specjalizacji edukacja i rehabilitacja osób z niepełnosprawnością intelektualną, będę pracować w przyszłości z dziećmi chorymi , kształce się pod tym kątem. Kocham dzieci, moja siostra pracuje w przedszkolu integracyjnym , czesto jej pomagam przy trzylatkach , moja przyjaciółka pracuje w "żłobko-przedszkolu" gdzie też często się mnie można zobaczyć, uwielbiałam od zawsze zajmować się dziećmi rodziny, sąsiadów i raczej nie miałam nigdy problemów z opieką. Zdaje sobie sprawe ,ze to cięża praca. Czy myślicie ze mam szanse na zatrudnienie ? czy opłaca mi się w ogóle iść na to spotkanie ? to że nigdy nie byłam zatrudniona jako opiekunka działa na moją niekorzyść. Nie wiem czy mam jakieś szanse..co o tym myślicie ? Latarnia 30 października 2009, 12:00 ja bym Cię przyjęła....jeszcze studia pedagogiczne super Dołączył: 2008-01-21 Miasto: Inne Liczba postów: 12796 30 października 2009, 14:14 idź i opowiedz o swoich doświadczeniach, wytłumacz nieporozumienie i możesz też zaproponować jakiś dzień z dzieckiem i z mamą, albo zakupy albo w domu, albo spacer - mama zobaczy jak odnosisz się do dziecka, "czy umiesz przewinąć", czyli czy nie bajerujesz z tym doświadczeniem...... poza tym będzie to na pewno miłe zaskoczenie, taka propozycja....... ja nie napiszę, czy bym Cię przyjęła, czy nie, bo jak mogę mieć jakiekolwiek zdanie na Twój temat jako opiekunki do dziecka, skoro nigdy w życiu nawet Cię nie widziałam??? :) Dołączył: 2008-01-21 Miasto: Inne Liczba postów: 12796 30 października 2009, 14:16 poza tym zobacz, jak byś wypadła dzwoniąc teraz i odmawiając spotkanie - dla mnie to był kwas nieziemski:))))
No cóż, współczuję takiej klasy - nie wiem jak to jest, bo sama miałam dość zgraną, ale nie przejmuj się - to już ostatni rok. Na studiach na pewno będzie inaczej :) Jak nie chcesz to nie idź na studniówkę. To wbrew pozorom nie jest jakieś superważne wydarzenie w życiu (niektórzy tak uważają, ale dla mnie to brednie).
Zastanawiacie się, czy warto składać „papiery” na studia? Wpisujecie w wyszukiwarkę „studia czemu iść”, „iść czy nie iść na studia”? Nie podejmiemy decyzji za Was, ale możemy przedstawić parę „za” i „przeciw”. Trzymamy kciuki, abyście dzięki lekturze naszego artykułu podjęli/podjęły świadomą decyzję! Czym jest uniwersytet? Rodzaje szkół wyższych To pytanie wcale nie jest banalne, ponieważ rodzaj szkoły determinuje kierunki nauczania i charakter tejże nauki. W Polsce wyróżniamy uczelnie akademickie oraz zawodowe. Pierwsze z nich prowadzą naukę na poziomie I, II i III stopnia (kształcą więc licencjatów, inżynierów, magistrów i doktorów). Drugie zaś uwzględniają potrzeby otoczenia społeczno-gospodarczego – a nie naukowego – i prowadzą studia I i II stopnia. Wyróżniamy więc: uniwersytety, uczelnie techniczne (w tym politechniki) uczelnie: rolnicze, ekonomiczne, pedagogiczne, medyczne, morskie, artystyczne, teologiczne akademie wychowania fizycznego uczelnie resortu obrony narodowej oraz resortu spraw wewnętrznych i administracji (EACEA 2021) Wybór konkretnej szkoły wyższej warunkuje charakter nauki. Jeżeli lubicie zgłębiać wiedzę teoretyczną, wybierzcie uniwersytet, jeżeli zaś jesteście nastawieni na zdobycie zawodu, zorientujcie się w ofercie Państwowych Szkół Zawodowych, uczelni technicznych i innych tzn. uczelni rodzajowych. „Zadaniem studiów wyższych nie jest przygotowanie do zawodu, od tego są szkoły zawodowe” – mówi Magdalena Zawisławska z Uniwersytetu Warszawskiego („Perspektywy” 2021). Często można spotkać się z zarzutami, że kierunki uniwersyteckie kształcą „bezrobotnych” oraz nie uczą „niczego konkretnego”. Z tym pierwszym zarzutem zaraz się rozprawimy. A co do drugiego… tradycja pozyskiwania wiedzy w uniwersytetach kształtowana jest od XII w. i od początku nastawiona była na swobodną wymianę myśli z zakresu humanistyki i nauk przyrodniczych. Szkoda byłoby zaprzepaścić na przykład dokonania filozoficzne z ostatnich (ponad) dwóch tysięcy lat, bo „nie dają pracy”, prawda? 🙂 Nie zmienia to faktu, że charakter uniwersytetów się zmienia. Przede wszystkim, przeobraziły się z instytucji o charakterze elitarnym w kierunku instytucji masowej. Tworzą się nowe dyscypliny uniwersyteckie, często ze względu na potrzeby rynku. Studenci szybciej chcą zdobywać wiedzę, a potem odpowiednią pracę. Obecni rektorzy i ich zespoły muszą brać wszystkie te czynniki pod uwagę (Hejwosz 2008). Garść faktów Popularne stwierdzenie, że w Polsce jest zdecydowanie za dużo absolwentów szkół wyższych, ponieważ nie znajdują oni zatrudnienia, okazuje się być fałszywe. Wskaźnik zatrudnienia osób z wyższym wykształceniem jest znacznie wyższy niż dla pozostałych grup z wykształceniem podstawowym, średnim czy zawodowym (Szreder 2018). Oficjalny poziom bezrobocia dla osób z wyższym wykształceniem w ostatnim kwartale 2021 r. wynosił jedynie 1,4% (GUS 2021). Naturalnie, nie wszystkie osoby pozbawione pracy rejestrują się w urzędach – ale nawet z korektą danych z Głównego Urzędu Statystycznego, liczba niepracujących osób po studiach jest wciąż niewielka. Badania pokazują, że poziom wykształcenia oraz doświadczenie w pracy są ze sobą sprzężone. Młodzi ludzie do 26 r. ż. mogą częściej liczyć na prace asystenckie, dorywcze lub specjalistyczne niż na stanowiska wyższego szczebla (Jankowski, Mańka 2020), ponieważ nie zdążyli zdobyć odpowiednio bogatego doświadczenia. Nie można więc oczekiwać, że od razu po studiach dostaniemy ofertę pracy na stanowisku eksperckim. Osoba bez wykształcenia wyższego na ogół również nie osiągnie poziomu eksperckiego przez pięć lat pracy z uwagi na brak wiedzy teoretycznej. Słowem: niezależnie od tego, czy jesteśmy magistrami czy nie, potrzeba lat, aby zdobyć doświadczenie i wiedzę. Nie ma żadnej drogi na skróty! Kim jestem, co lubię, co chcę robić w życiu? Zanim przejdziemy do tabelki z „za” i „przeciw”, wypiszemy jeszcze pytania, na które warto sobie postawić, (nie) chcąc iść na studia. Co lubię robić? – Zdajemy sobie sprawę, że wiele osób wybiera studia (i potencjalny zawód) ze względu na trendy ekonomiczne i perspektywę szybkiego zatrudnienia. Warto pomyśleć przy okazji, czy jest to jakkolwiek związane z zainteresowaniami, charakterem. Czy lubicie czytać i rozmyślać nad trudnymi zagadnieniami, czy wolicie pracować nad projektami, macie „kreatywną głowę”? A może bardziej pociągają Cię liczby, komputery, zagadnienia techniczne? W czym jestem dobra/dobry? – Przypomnijcie sobie sytuacje, w których dostaliście pochwały, dobre oceny. Liczą się nie tyle konkretne przedmioty czy partie materiału, ale kompetencje liderskie, działania indywidualne, inicjatywa, działanie kreatywne itd. Te tzn. umiejętności miękkie mogą podpowiedzieć, jaka przyszłość – zawód, kierunek studiów – będzie dla Was odpowiednia. Co zrobię, jeżeli plan A nie wypali? – Rekrutacje na studia lub o pracę to właściwie konkurs, którego efekt możemy mniej lub bardziej przewidzieć. Warto mieć w zapasie plan B i C. Jak szukać kierunku studiów? Sprawdźcie rankingi szkół i kierunków, aby zorientować się, które są najlepsze w Waszym regionie lub w całej Polsce. A o czym właściwie mówią rankingi, pisaliśmy w artykule „Rankingi uczelni – co musisz o nich wiedzieć?”. Przejrzyj ofertę jakiejś szkoły wyższej – może być ta najbliżej Waszego miejsca zamieszkania. Wpierw wybierzcie wydział najbliższy Waszym marzeniom i planom, następnie zapoznaj się z instytutami i katedrami. Zapoznajcie się z programami studiów danego kierunku. To dokument, w której opisuje się generalny cykl kształcenia oraz profil absolwenta. Wymienione tam będą umiejętności, jakie zdobywa absolwent po zakończeniu określonego stopnia studiów. Poszukajcie planów zajęć. Zorientujecie się, z jaką liczbą zajęć będziecie musieli się mierzyć. Ocenicie, czy zdołacie pójść do pracy, aby dorobić, czy jednak – zwłaszcza na pierwszych semestrach – nie będzie to możliwe. Przeczytajcie sylabusy. Sylabus to informator zawierający program nauki danego przedmiotu, informacje o zaliczeniu, listę lektur itp. Dzięki niemu dowiecie się, jak będą wyglądały zajęcia. Studia – za Dzięki studiom będziecie wiedzieć więcej. Niezależnie od wybranego kierunku, poszerzycie swoje horyzonty, zdobędziecie nowe umiejętności. Będziecie tworzyć, dyskutować, pisać i myśleć. Liczyć, konstruować, projektować. Dzięki wykładowcom czy dostępowi do laboratoriów macie możliwość zdobycia wiedzy, której nie bylibyście w stanie zdobyć samemu. Przez trzy czy pięć lat studiów możecie eksplorować poszczególne dziedziny wiedzy i w ten sposób zadecydować, jak chcecie, aby rozwinęły się Wasze drogi zawodowe. Możecie aplikować o stypendia, w tym zagraniczne. Dzięki temu zdobędziecie finansowanie na swoje badania (np. do pracy magisterskiej) albo wyjedziecie na studia do innego kraju. To doskonała okazja do zgłębiania wiedzy i poznania innej kraju i/lub kultury. Studia to czas zdobywania samodzielności i odpowiedzialności za swoje działania. Studia to głównie czas indywidualnej nauki, podczas której ważne jest zorganizowanie i planowanie. Dla wielu osób wyjeżdżających ze swojego miejsca urodzenia lata studiów to mieszkanie w akademiku lub wynajmowanym pokoju/mieszkaniu, co też uczy samodzielności. Znajomości zawarte podczas studiów można nazwać networkingiem. Co prawda po zakończeniu licencjatu czy magisterki drogi studentów się rozchodzą, ale może okazać się, że spotkasz kogoś ze swojego kierunku w miejscu pracy. Ktoś inny poleci lub odradzi pracę w danym miejscu. W niektórych firmach funkcjonują systemy poleceń, dzięki którym i polecający, i kandydat zyskują gratyfikacje. Warto więc pamiętać i o tym czynniku. Czas studiów to nie tylko nauka. To nawiązywanie znajomości i przyjaźni, szukanie nowych doświadczeń, doświadczanie przygód. Wiele osób przyznaje, że to najlepszy czas w życiu. Studia – przeciw Swoje zainteresowania lokujecie poza ramami akademickimi i nie czujecie, aby wyższe wykształcenie pomogłoby Wam realizować plany. To zupełnie w porządku. Studia nie są jedyną możliwością zdobywania wiedzy, ponieważ dokształcać można się np. przez kursy zawodowe. Podjęcie pracy od razu po skończeniu szkoły średniej, branżowej/ zawodowej czy technikum to możliwość szybkiego budowania swojej drogi zawodowej. Zwłaszcza, gdy jesteście osobami zdecydowanymi, które mają określoną wizję swojej przyszłości. Część (większość?) zagadnień poruszanych podczas studiów to wiedza teoretyczna, której być może nigdy nie wykorzystacie. To tak samo jak z liczeniem przekroju graniastosłupa z liceum. Szybsze pójście do pracy to możliwość szybszego usamodzielnienia się pod względem finansowym. Studia to też egzaminy, prezentacje, zaliczenia – sporo stresu, jednym słowem. I ostatnie: na studia można też pójść po kilku latach pracy, z dużą motywacją i konkretnymi planami na rozwój. Mamy nadzieję, że choć trochę jest Wam łatwiej podjąć decyzję. Niezależnie od tego, co wybierzecie, szczerze życzymy Ci powodzenia i wytrwałości! Jest kilka sposobów, by nas wesprzeć A czy wiecie, że możecie wesprzeć naszą Fundację i działanie portalu Moje Stypendium? Jest na to kilka sposobów i niekoniecznie mamy na myśli wsparcie finansowe. Jeśli podoba się Wam i doceniacie to co robimy, zajrzyjcie do artykułu. Fundacja Dobra Sieć nie ponosi odpowiedzialności za decyzje podjęte przez użytkowników serwisu na podstawie informacji opublikowanych na stronach Rozpowszechnianie całości lub fragmentów tekstów zamieszczanych w serwisie w innych mediach lub w innych serwisach internetowych bez podania źródła wymaga zgody serwisu
\n iść czy nie iść oto jest pytanie
Na koniec zbierzmy korzyści płynące z odbywania studiów polonistycznych. Oto kilka argumentów przemawiających za tym, że warto studiować filologię polską: Wzbogacanie swojego słownictwa. Wszak nie każdy Polak poznał tak wiele lektur z różnych okresów rozwoju polszczyzny i opracowań teoretycznoliterackich.
Tylko odpowiedz na nie jest bardzo prosta i zależy od bardzo istotnej rzeczy. Od kasy, rzecz jasna. Niestety. Jeżeli ma nie być na przysłowiowe mleko to nie ma co się zadręczać, pracować trzeba a nawet należy. Owszem to ból jest wielki- zostawić maluszka w rękach.... właśnie w czyich? Bo jeżeli Babci to jeszcze pół biedy, ale obcej kobiety tak zwanej niani , no to już nie takie proste, bo to przecież obca i niechby i najlepsza to i tak będzie obca i w dodatku nie mamy pewności jaka jest naprawdę. Ale ja nie o nianiach chciałam... Tylko o mamach. Ten wpis : jest wylewaniem żalu i ja to rozumiem, chciałabym tylko poznac odpowiedz czy Mama która pisała te słowa rzeczywiście musi iść do pracy? Poznałam wiele Mam , były wśród niech takie które nie musiały wracać do pracy ale chciały , znam tez takie które z pracy zrezygnowały i choć żyje im się skromniej to sa szczęśliwe razem ze swoimi dziećmi. Komu to oceniać? Nie mnie. Nie wiem co zrobiłabym gdybym MUSIAŁA iść do pracy. Zapewne bym poszła i strasznie bym cierpiała wiedząc , że cierpi tez moje dziecko. Znałam Mamę M. która pracować nie musiała , wiedziała o tym , mówiła to jej rodzina, zapewniał mąż, żyli na bogato i parę set złotych w tą czy w tamtą nie robiło dla nich znaczenia. Wiedziała o tym i owa mama,ale codziennie rano wychodziła do roboty twierdząc , że bez niej firma po prostu splajtuje. To były bzdury. Cóż ,moim zdaniem był to w czystej postaci pracoholizm. Podczas poważnej rozmowy ze swoim mężem i ze mną powiedziała nam, że nie liczy się ilość czasu spędzanego z dzieckiem tylko jakość i nie dała się przekonać do pozostania w domu. Ta mama twierdziła, że jej niespełna wtedy półroczny syn kocha ją prawdziwie i nie jest mu bez niej żle bo przeciez cały dzień jest radosny i świetnie spędza czas z nianią i babcią. cieszyła się, że babcia cały czas miała na oku nianię a niania była zaangażowana w pracę i fakt dziecko było radosne . I tu właśnie leży problem. I to nie tylko moim zdaniem, ale zdaniem nauki. A to mądra nauka. Mówi ona o tym, że maleństwo kilkumiesięczne nie jest w stanie nas kochać, bo cóż to dla niego znaczy... takie maleństwo potrzebuje Mamy bo Mamę zna najlepiej, zna jej głos, zna jej oddech, można powiedzieć , że bardziej WYCZUWA NIŻ ZNA. I ta Mama powinna być ze swoim dzieckiem jak najdłużej , przy nim i z nim, I wcale nie liczy się jakość bardziej od ilości, tu istotne są obie rzeczy. Małe dziecko potrzebuje Mamy i to bardzo, przez pierwsze lata swojego życia jest ona dla niego jak powietrze - niezastąpiona a fakt, że czasami ją ktoś zastępuje to tylko wygodne usprawiedliwienie. Prawda jest jedna - nikt nie zastąpi Mamy to znaczy nie zaopiekuje się dzieckiem tak dobrze jak ona. Podkreślam, że zdaję sobie sprawę z przymusu pracy i rozumiem mamy które muszą iśc do pracy, muszą być mocne, to twardzielki. Są dzielne bo muszą takie być. A te które nie muszą iść do pracy rozczulają się i płaczą bo nie są w stanie sobie wyobrazić rozłąki. Proszę sobie nie wyobrażać. Irytują mnie Mamy które mówią : nie zostawiłabym swojego dziecka za nic w świecie. Dobrze, ale jeżeli dziecko ma mieć co zjeść i w co się ubrać nie mówiąc już o zabawkach to słowa "za nic w świecie" brzmią inaczej . One zmieniają znaczenie" Za nic w świecie nie pozwolę żeby moje dziecko chodziło głodne i bose i dlatego pójdę do pracy" Tylko ja widzę to tak: apetyt rośnie w miarę jedzenia i należy zastanowić się czy nie rośnie za bardzo i czy za dużo nie jemy. Ot taka moja filozofia. Bo może nie potrzebujemy aż tak wiele jak nam się przyzwyczaiło mieć? Może należy przewartościować priorytety i zastanowić się czy cel uświęca środki? Mój synek rozpoczął piąty miesiąc swojego życia, Mieszkamy w moim rodzinnym domu z moimi Rodzicami i bratem. Ciasno nam nie jest bo dom duży. Mnie jest niewygodnie...mentalnie. Nie zarabiam, Nie pracuję. Zarabia mój partner i pomagają nam Rodzice. To wielka pomoc. Przyjmuje ją z radością i pokorą. Ale nie traktuję jej jak jałmużny , przecież mogłabym pójśc do pracy. Coś z pewnością bym znalazła. Ale nie zostawię mojego synka, jeszcze nie. Ja to po prostu wiem, czuję a raczej wyczuwam, że zrobiłabym mu tym wielką krzywdę. Zraniłabym Go . I ta rana zaczęłaby kiedyś się otwierać, trudno powiedzieć kiedy , może dopiero wtedy kiedy mój syn będzie dorosły a może dużo wcześniej. Gdybym poszła do pracy ,byłoby mnie stać na wiele więcej niż teraz, może moje dziecko miałoby lepsze zabawki, lepsze ubrania, może miałoby to i tamto i jeszcze owamto ale nie przekonuje mnie to bo teraz ma MAMĘ I TO JEST NAJLEPSZE CO MOŻE MIEĆ MALUSZEK. No i kwestia najważniejsza- nie MUSZĘ iść do pracy.
dx1n.